sobota, 20 września 2014

;c

Misie wy moje kochane <3
W planach miałam dzisiaj dodać OneShoota o Naxi.
Niestety choroba pokrzyżowała mi plany i dzisiaj go nie będzie :/
Mam nadzieję że mi wybaczycie i dalej będziecie na niego czekać :)
Kocham was 
Alex <3

poniedziałek, 15 września 2014

Kilka spraw organizacyjnych.

Jak sama nazwa wskazuje, post organizacyjny
♥♥♥
Witam was ja, Alex.
Przykro mi to mówić ale zostałam z sama.
Dziewczyny  nie mają czasu aby tworzyć posty... 
Teoretycznie jest jeszcze Nata, ale ona również nie ma czasu. 
I zastanawiam się nad zawieszeniem bloga.
Ale kurczę trochę szkoda :/
Miałam tyle pomysłów, planów a tu troszkę taka niemiła niespodzianka :/
Troszkę się zawiodłam. 
Ale tylko troszkę.
Pytanie czy nadal będziecie chcieli czytać moje wypociny,
Możliwe że Natalia też czasem wpadnie.
Będziecie chcieli? 
Powiedzcie co o tym myślicie i czy pomimo odejścia dziewczyn nadal
będziecie tu zaglądać. 

Kocham was najmocniej Alex ♥



niedziela, 14 września 2014

List - Fedemila - "Moje serce umarło, kiedy Ty odszedłeś" + Adios ♥


Federico!
Kochanie, nie wiem, od czego mam zacząć. 
Boli mnie serce. 
Boli mnie dusza. 
Wszystko mnie boli.
Czuję się pusta od środka. 
Całkiem, jakby pod skórą nic nie było. 
Choć właściwie, to może nie ma.
Nie jadłam nic od kilku dni. 
Nie przespałam już kilku nocy.
Moja poduszka jest mokra od słonych łez. 
Brakuje mi Ciebie. 
Marzę, by znów poczuć Twój zapach, by móc wtulić się w Twój tors. 
Chciałabym cofnąć czas. 
Miałam złe przeczucie już wtedy... 
A mimo to, pozwoliłam Ci... 
Pamiętam, jakby to było wczoraj, choć minął już prawie tydzień. 
Choć dla mnie, jest on równoległy wieczności. 
Wchodziłeś do samolotu... 
Moje myśli już wtedy były czarne. 
Machałeś mi z okna, uśmiechając się. 
I kto by pomyślał, że tak to się skończy?
Samolot się rozbił... 
A Ty byłeś wtedy w nim.
Czy wiesz, co czułam, kiedy oglądałam wiadomości?
Miałam wrażenie, że grunt osunął mi się pod nogami. 
Ziemia pękła. 
Rozstąpiło się niebo.
Świat umarł...
Ty nie żyłeś.
Odszedłeś. 
Tak.
Całe moje życie straciło sens. 
Tęsknię ta Tobą. 
Chciałabym powiedzieć "Wróć do mnie".
Ale co mi to da, skoro wiem, że już Cię nie ma. 
Mieliśmy piękne plany, pamiętasz?
Planowaliśmy ślub. 
Już razem mieszkaliśmy. 
Co dzień budziłeś mnie pocałunkiem.
I zanim zapomnę... Fede, ja... ja jestem w ciąży.
Gdybyś był tu ze mną, pewnie bardzo byś się ucieszył.
Ale Ciebie nie ma.
Przepraszam, że ta kartka jest przesiąknięta moimi łzami.
Ale to tak bardzo boli.
Wiem, że nigdy nie pokocham już nikogo więcej.
Byłeś i będziesz tym jedynym,
Jestem cholerną idiotką.
Powinnam nie pozwolić Ci lecieć...
Wybacz mi.
To moja wina.
Tylko, że ja...Tak bardzo Cię kocham.
Pamiętam,
Stałam nad Twoją trumną i płakałam.
Ludzie w kościele patrzyli na mnie z politowaniem.
Przed budynkiem zebrały się tłumy Twoich fanów.
W telewizji przez dwa dni obchodzono żałobę po Tobie.
Po "najwspanialszym piosenkarzu XXI wieku".
Ale nikt nie wspomniał, jakim cudownym chłopakiem, kochankiem byłeś.
Nikt nie powiedział, jak bardzo cierpieli Twoi bliscy.
Po Twoim odejściu...
Już nic nie jest takie samo.
Świat stracił barwy.
Wszystko jest czarno-białe.
Ciemne...
Kochanie!
Proszę, pomóż mi.
Pomóż mi, odnaleźć siebie i odszukać radość w tym podłym, zakłamanym świecie bez miłości, w którym ludzie nie potrafią już być dobrymi.
Kocham Cię.
Kochałam.
Nigdy nie przestanę.
Do zobaczenia... w niebie.

~~~*~~~
Czasami trudno jest powiedzieć "żegnajcie" Bardzo trudno.
Wiele myślałam...
Przepraszam Was, ale muszę odejść.
Mam mnóstwo nauki i obowiązków.
Nie mam czasu na pisanie, bo nie chcę, żebyście wyczekiwali na moje prace miesiącami... błąd... na moje prace nikt nie czeka xd
Tak więc ze smutkiem, żegnam się z Wami.
Bardzo tego nie chcę, aczkolwiek muszę.
Będę zaglądać i czytać pracę dziewczyn :*
Przepraszam Was.
A więc...
Do widzenia... ♥
Może kiedyś wrócę, jeśli dziewczyny mnie przyjmą... może, kiedy już nauczę się dysponować czasem?
Puki co, życzę Wam powodzenia.
Kocham Was  <3 

poniedziałek, 1 września 2014

Zamówienie - Leonetta - "Chcę popełniać własne błędy"


Mijają cztery lata.
Czemu wciąż nie mogę uwierzyć, że to przydarzyło się właśnie mi? Bo... dlaczego akurat mi?
Przecież mogło spotkać to każdą dziewczynę, która mieszkała wtedy w Buenos Aires. Ale, to ja. A może to wcale nie był przypadek? Może tak właśnie miało być?

Zadzwonił mój telefon. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na wyświetlacz. Dzięki Bogu, to tylko Francesca. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha. 
- Vilu? - usłyszałam w słuchawce. - Wszystko okey? Jak się czujesz? Tylko, błagam, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze...
Rozłączyłam się. Wrzuciłam iPhonea do torebki. Nie mogłam się stresować. Musiałam się uspokoić, a taka rozmowa nie dałaby mi takiej możliwości. A wiedziałam, że Fran zrozumie. 
Zagryzłam wargi. Nie mogło być po mnie widać tego, co czuję. Strach. Ból. Rozżalenie.  
Weszłam do sądu. Było tam zupełnie pusto. I cicho, jak makiem zasiał. 
Po krótkiej chwili zostałam poproszona na salę rozpraw. Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w takim miejscu. I w dodatku, z winy moich własnych rodziców. Porażka... Przełknęłam ślinę, a serce waliło mi tak mocno, że miałam wrażenie, że jego stukot słyszą wszyscy wkoło. 
Zaczęły się te wszystkie beznadziejne pytania, jak na przykład "W czyim towarzystwie czujesz się lepiej?". O matko! To było takie męczące. I nudne. Jeśli mam być szczera, to chyba wolałabym przypatrywać się wszystkiemu z boku. Po co ja się tam pchałam, no po co?! 
Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem. 
Wyszłam z tej zatęchłej sali. Świerze powietrze! Boże, jak dobrze! 
Fran już na mnie czekała. Podniosła się z ławki na której siedziała i podbiegła do mnie. 
- I jak? - zapytała, dorównując mi kroku.
- Nie no, spooko - pokiwałam głową z dezaprobatę i teatralnie wywróciłam oczami. 
- Czyli? - dopytywała.
- Czyli to taka dobra ostra papryka - uśmiechnęłam się pod nosem. 
- Taaa - westchnęła zrezygnowana Frania. - A nie przeszkadza ci, że się rozwodzą?
- Nie. Na starość ludzie głupieją. Niech sobie robią co chcą. 
Doszłam do domu. Weszłam do środka. Byłam wściekła. Na kogo? Na nich. A może na siebie. A może nawet na nikogo. Zamknęłam się w pokoju i włączyłam muzykę najgłośniej jak się dało.
Znakiem zapytania jestem. 
Przyszłość mnie odkrywa jeszcze. 
Tak jak ty. 
Tak jak my. 
Nie oceniaj mnie pochopnie. 
Widzisz to, co powierzchowne. 
Nie znasz mnie. 
Siebie też. 
Mogę mieć rogatą duszę. 
Mogę wszystko - nic nie muszę. 
Pragnę żyć. 
Z całych sił. 
Chcę spróbować każdy smak. 
Całe życie jest przede mną. 
Właśnie tak. 
To mój czas.
Wybiła czternasta. 
Moje serce ogniem dzisiaj jest. 
Nigdy więcej nie zdołują mnie. 
Mamy prawo, żeby bawić się 
Wolnością upić się chcę. 
Ma taki boski smak. 
Tak, tak, tak, tak...
Zakazany smak. 
Tak, tak, tak, tak...
Boski smak. 
Tak, tak, tak, tak...
Zakazany smak. 
Tak, tak, tak, tak.
Skreśliłam kolejną z liczb w moim notesie. 
Jestem wolna, ja wybieram,
W jaki humor się ubieram. 
Nie mów mi, 
Jak mam żyć. 
Zakręcony świat. 
Codzienność i ja. 
Uczucia plączą się. 
Oswajam je.
Chcę popełniać własne błędy. 
Szukać drogi swej, którędy, 
Będę iść. 
Tak jak ty, lubię kiedy tętni życie. 
Będę martwa lub na szczycie. 
Tylko raz, życie masz. 
Do celu coraz bliżej... Celem było osiągnięcie dorosłości. Tak, za niespełna dwa miesiące miałam mieć osiemnaste urodziny. Musiałam uciec z tego domu wariatów. Oczywiście nie w dosłownym znaczeniu tych słów. Po prostu chciałam się wyprowadzić. Moi rodzice doskonale o tym wiedzieli. Byli świadomi tego, że mam już dosyć ich nie kończących się kłótni. Byli bogaci, więc obiecali, że kupią mi mieszkanie, jakie tylko sobie zechcę. 
Tik...tak...tik... 
Zegar tykał, a czas leciał szybko.  Na moje szczęście. 
W końcu nadszedł ten dzień. Stałam się pełnoletnia. 
Zaraz po obiedzie, poszłam z Francescą do biura nieruchomości. Nie zastanawiałam się długo, bo od dawna podobał mi się jeden z apartamentów w zachodniej części miasta. Koniec końców... kupiłam je. 
Zmówiłyśmy taksówkę i we dwie pojechałyśmy po moje rzeczy. Zabrałyśmy kilka wcześniej przygotowanych kartonów i pojechałyśmy do mojego nowego mieszkania. 
Weszłyśmy do środka, a mi dech zaparło w piersiach. Tu było jeszcze ładniej niż na zdjęciach. Ściany miały kolor białej czekolady, a panele płynnego miodu. Wszystkie meble idealnie pasowały. Miałam tu duże okna z niesamowitym widokiem na stary ogród. Był on lekko zapuszczony, ale to dodawało mu tajemniczości. 
Kiedy już uporałyśmy się ze wszystkimi moimi bagażami, poszłam odprowadzić Fran do domu, bo nie było to jakoś bardzo daleko. 
Wracałam do siebie, a moją głowę zaprzątały setki pięknych myśli. I nagle na kogoś wpadłam. 
- Może byś uważał, jak łazisz?! - warknęłam.
Poszłam dalej, zupełnie nie zwracając uwagi na chłopaka, z którym się zderzyłam. 
Po chwili jednak zdałam sobie sprawę, że skądś go znam. Nie miałam bladego pojęcia skąd, ale wiedziałam, że znam. On mnie nie znał, a ja jego tak. Nie możliwe, teoretycznie rzecz biorąc. A jednak. 
Miał duże, piękne, zielone oczy i włosy postawione na żel. Miał na sobie dżinsy i koszulę w kratę. 
W nocy nie mogłam spać. Kiedy tylko zamknęłam oczy widziałam jego. Udało mi się przysnąć na kilka godzin, a kiedy się obudziłam, miałam ochotę na coś słodkiego. 
Chciałam upiec ciasto, ale oczywiście nie miałam mąki.  Szybko się ogarnęłam i zeszłam piętro niżej, pożyczyć potrzebny mi produkt od sąsiadów. 
Zapukałam kołatką kilkakrotnie, a po chwili drzwi otworzył mi TEN chłopak. Zapomniałam, że mam język. Nie wiedziałam już po co przyszłam. Kiedy spojrzałam na niego, poczułam, że w żołądku skacze mi tuzin małych żabek. 
- O, czy my się już nie widzieliśmy? - przywitał mnie, uśmiechając się przyjaźnie.
- Tak, wczoraj na siebie wpadliśmy. Dosłownie - zaśmiałam się. - Przepraszam, że byłam taka...hm... wredna. Zazwyczaj się tak nie zachowuję. 
- Jasne. Każdy może mieć gorszy dzień. Wejdziesz? - otworzył mi drzwi i zaprosił do środka. 
Skorzystałam z zaproszenia. Nalał mi wody i na paterce przyniósł pokrojony sernik. Rozmawialiśmy beztrosko, sama nie wiem jak długo. 
- Masz jakieś play na wieczór? -zapytał w pewnym momencie. 
- Nie - odpowiedziałam grzecznie. 
- W takim razie, chyba pozwolisz się zabrać na kolację? - zapytał ponownie. 
- Owszem, pozwolę - przytaknęłam. 
Dopiero potem, w domu uświadomiłam sobie, że jestem z nim umówiona na prawdziwą randkę. O Boże! Zaraz zaczęłam się szykować i nawet się nie spostrzegłam, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. 
Chłopak zabrał mnie do małej, kameralnej knajpeczki na obrzeżach miasta. 
Jeśli mam być szczera, to byłam tak bardzo szczęśliwa, że nie pamiętam prawie nic. 
Tylko jedno... 
Staliśmy na chodniku, po skończonej kolacji. Na niebie nie było żadnej chmurki. Gwiazdy mieniły się niczym brokat rozsypany na czarnej kartce. Księżyc w pełni rzucał delikatną poświatę na nasze twarze. 
Staliśmy bardzo bliziutko siebie. Patrzyliśmy sobie w oczy. I nagle on pocałował mnie. Poczułam, jak kolana się pode mną uginają.  Jego wargi były jak aksamit. 
Następnego dnia, rano pobiegłam do kiosku po gazetę. Lipcowe wydanie specjalne. Poprosiłam panią sprzedawczynię o magazyn. Zapłaciłam, a ona mi go podała. Oddaliłam się od miejsca zakupu na kilka metrów. Wyjęłam czasopismo z reklamówki, a kiedy zobaczyłam zdjęcie i nagłówek na okładce, po prostu zaniemówiłam. 
Leon Verdas ma nową dziewczynę.
- Mamy dowody.
Do tego kilka fotek z naszej kolacji i pocałunku. Stanęłam jak wryta. I stałam tak, do puki Fran nie wyrwała mnie z otępienia. 
- Co jest? Czemu tak stoisz, Viola? - zapytała radośnie, podbiegając do mnie. 
Nie odezwałam się ani słowem, tylko wcisnęłam jej do ręki brukowiec. 
- Ale to przecież jesteś ty! - krzyknęła. - A to je...- zatkałam jej usta dłonią i cudem ochroniłam się od światowej sławy, jako dziewczyna słynnego motocyklisty rajdowego. 
I teraz już wiedziałam, czemu wydał mi się taki znajomy. Widziałam go w telewizji, kiedy mój ojciec oglądał wyścigi motorów. 
Pożegnałam się z przyjaciółką i ruszyłam do mojego mieszkania. Ściskając szmatławiec w ręku, wściekła, waliłam w drzwi jego apartamentu. A najgorsze było to, że dopiero w ów czas uświadomiłam sobie, że nawet nie znałam jego imienia. 
Otworzył mi, a ja jak huragan wpadłam do środka. Gazetę rzuciłam na stół. 
- Co to ma być, do cholery jasnej?!- krzyczałam. 
- Hm... no... chyba gazeta - uśmiechną się pod nosem.
- Nie mam nastrojów do żartów - warknęłam. 
- Nie rozumiem...
- Jesteś gwiazdą i nic mi nie powiedziałeś?!
- Myślałem, że wiesz...
- No to się pomyliłeś. A ja pomyliłam się co do ciebie!
Wyszłam, trzaskając drzwiami. 
Już następnego dnia opuściłam BA, przeniosłam się do Rzymu. Pod koniec wakacji zaczęłam studiować. Żyłam normalnie. Jakbym go nigdy nie poznała. I miałam wrażenie, że cały świat łącznie ze mnę zapomniał o tamtym zdarzeniu. 
To były moje dziewiętnaste urodziny. Czułam się dziwnie przybita. W sercu miałam pustkę. Wyszłam na świeże powietrze, by trochę ochłonąć. Szłam sobie właśnie tym mostem, na którym zakochane pary zawieszają kłódki, a kluczyki wrzucają do wody. Wzrok wlepiłam w rzekę. Nagle poczułam, że z kimś się zderzyłam. Upadłam. 
- Może byś uważał, jak łazisz?! - warknęłam. 
Ktoś wyciągnął dłoń w moją stronę. Pochwyciłam ją i podniosłam się z pomocą. Uniosłam wzrok. Przez mną stał Leon. Nie myślałam wtedy o niczym. Po prostu rzuciłam mu się w ramiona, a nasze usta zamknęłam w długim i namiętnym pocałunku. 

Tak jak mówiłam, mijają cztery lata. Jestem szczęśliwą mężatką. Mam siedmiomiesięczną córeczkę. Mieszkam w Barcelonie. 
A ja wciąż nie mogę uwierzyć, że ta miłość przetrwała. A co najważniejsze, trwa nadal. 
To ja, Violetta Verdas (Castillo), a to była historia mojej największej miłości. 

~
Hola Pysie ;3
Tu Wercik :D
Oto OS na zamówienie, dla Katriny Verdas. 
I choć ta praca jest krótka, to jestem z niej zadowolona. Nie jest wybitna. Po prostu taka zwyczajna, niczym się nie wyróżniająca, a jednak... 
No cóż, ale ocenę pozostawiam Wam. 
Buziaczki ;*
P.s. przepraszam, jeśli są jakieś błędy, ale kiedy długo pisze się na klawiaturze, a potem czyta... nie wszystko jest się w stanie wychwycić. (A zwłaszcza, kiedy klawiatura ledwo zipie xD)