niedziela, 12 października 2014

Zawieszam

Zawieszam bloga.
Długo myślałam na ten temat, ale stwierdziłam pewne fakty.
Po pierwsze ja nie mam na tyle czasu aby pisać opowiadania.
Wiecie jestem w trzeciej gimnazjum, egzamin i te sprawy. Muszę się ostro wziąć za naukę.
Po drugie was jest tu coraz mniej.
Statystyki maleją i prawda jest taka że chyba nie lubicie tego bloga :c
A sprawa trzecia to wy.
Przecież sami też nie macie tyle czasu żeby siedzieć na internecie i czytać jakieś opowiadania.
Tak więc podsumowując blog jest zawieszony a One Shooty będą się pojawiać tylko wtedy kiedy będę mieć czas i ewentualnie wenę.

Pozdrawiam Alex :*

sobota, 20 września 2014

;c

Misie wy moje kochane <3
W planach miałam dzisiaj dodać OneShoota o Naxi.
Niestety choroba pokrzyżowała mi plany i dzisiaj go nie będzie :/
Mam nadzieję że mi wybaczycie i dalej będziecie na niego czekać :)
Kocham was 
Alex <3

poniedziałek, 15 września 2014

Kilka spraw organizacyjnych.

Jak sama nazwa wskazuje, post organizacyjny
♥♥♥
Witam was ja, Alex.
Przykro mi to mówić ale zostałam z sama.
Dziewczyny  nie mają czasu aby tworzyć posty... 
Teoretycznie jest jeszcze Nata, ale ona również nie ma czasu. 
I zastanawiam się nad zawieszeniem bloga.
Ale kurczę trochę szkoda :/
Miałam tyle pomysłów, planów a tu troszkę taka niemiła niespodzianka :/
Troszkę się zawiodłam. 
Ale tylko troszkę.
Pytanie czy nadal będziecie chcieli czytać moje wypociny,
Możliwe że Natalia też czasem wpadnie.
Będziecie chcieli? 
Powiedzcie co o tym myślicie i czy pomimo odejścia dziewczyn nadal
będziecie tu zaglądać. 

Kocham was najmocniej Alex ♥



niedziela, 14 września 2014

List - Fedemila - "Moje serce umarło, kiedy Ty odszedłeś" + Adios ♥


Federico!
Kochanie, nie wiem, od czego mam zacząć. 
Boli mnie serce. 
Boli mnie dusza. 
Wszystko mnie boli.
Czuję się pusta od środka. 
Całkiem, jakby pod skórą nic nie było. 
Choć właściwie, to może nie ma.
Nie jadłam nic od kilku dni. 
Nie przespałam już kilku nocy.
Moja poduszka jest mokra od słonych łez. 
Brakuje mi Ciebie. 
Marzę, by znów poczuć Twój zapach, by móc wtulić się w Twój tors. 
Chciałabym cofnąć czas. 
Miałam złe przeczucie już wtedy... 
A mimo to, pozwoliłam Ci... 
Pamiętam, jakby to było wczoraj, choć minął już prawie tydzień. 
Choć dla mnie, jest on równoległy wieczności. 
Wchodziłeś do samolotu... 
Moje myśli już wtedy były czarne. 
Machałeś mi z okna, uśmiechając się. 
I kto by pomyślał, że tak to się skończy?
Samolot się rozbił... 
A Ty byłeś wtedy w nim.
Czy wiesz, co czułam, kiedy oglądałam wiadomości?
Miałam wrażenie, że grunt osunął mi się pod nogami. 
Ziemia pękła. 
Rozstąpiło się niebo.
Świat umarł...
Ty nie żyłeś.
Odszedłeś. 
Tak.
Całe moje życie straciło sens. 
Tęsknię ta Tobą. 
Chciałabym powiedzieć "Wróć do mnie".
Ale co mi to da, skoro wiem, że już Cię nie ma. 
Mieliśmy piękne plany, pamiętasz?
Planowaliśmy ślub. 
Już razem mieszkaliśmy. 
Co dzień budziłeś mnie pocałunkiem.
I zanim zapomnę... Fede, ja... ja jestem w ciąży.
Gdybyś był tu ze mną, pewnie bardzo byś się ucieszył.
Ale Ciebie nie ma.
Przepraszam, że ta kartka jest przesiąknięta moimi łzami.
Ale to tak bardzo boli.
Wiem, że nigdy nie pokocham już nikogo więcej.
Byłeś i będziesz tym jedynym,
Jestem cholerną idiotką.
Powinnam nie pozwolić Ci lecieć...
Wybacz mi.
To moja wina.
Tylko, że ja...Tak bardzo Cię kocham.
Pamiętam,
Stałam nad Twoją trumną i płakałam.
Ludzie w kościele patrzyli na mnie z politowaniem.
Przed budynkiem zebrały się tłumy Twoich fanów.
W telewizji przez dwa dni obchodzono żałobę po Tobie.
Po "najwspanialszym piosenkarzu XXI wieku".
Ale nikt nie wspomniał, jakim cudownym chłopakiem, kochankiem byłeś.
Nikt nie powiedział, jak bardzo cierpieli Twoi bliscy.
Po Twoim odejściu...
Już nic nie jest takie samo.
Świat stracił barwy.
Wszystko jest czarno-białe.
Ciemne...
Kochanie!
Proszę, pomóż mi.
Pomóż mi, odnaleźć siebie i odszukać radość w tym podłym, zakłamanym świecie bez miłości, w którym ludzie nie potrafią już być dobrymi.
Kocham Cię.
Kochałam.
Nigdy nie przestanę.
Do zobaczenia... w niebie.

~~~*~~~
Czasami trudno jest powiedzieć "żegnajcie" Bardzo trudno.
Wiele myślałam...
Przepraszam Was, ale muszę odejść.
Mam mnóstwo nauki i obowiązków.
Nie mam czasu na pisanie, bo nie chcę, żebyście wyczekiwali na moje prace miesiącami... błąd... na moje prace nikt nie czeka xd
Tak więc ze smutkiem, żegnam się z Wami.
Bardzo tego nie chcę, aczkolwiek muszę.
Będę zaglądać i czytać pracę dziewczyn :*
Przepraszam Was.
A więc...
Do widzenia... ♥
Może kiedyś wrócę, jeśli dziewczyny mnie przyjmą... może, kiedy już nauczę się dysponować czasem?
Puki co, życzę Wam powodzenia.
Kocham Was  <3 

poniedziałek, 1 września 2014

Zamówienie - Leonetta - "Chcę popełniać własne błędy"


Mijają cztery lata.
Czemu wciąż nie mogę uwierzyć, że to przydarzyło się właśnie mi? Bo... dlaczego akurat mi?
Przecież mogło spotkać to każdą dziewczynę, która mieszkała wtedy w Buenos Aires. Ale, to ja. A może to wcale nie był przypadek? Może tak właśnie miało być?

Zadzwonił mój telefon. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na wyświetlacz. Dzięki Bogu, to tylko Francesca. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha. 
- Vilu? - usłyszałam w słuchawce. - Wszystko okey? Jak się czujesz? Tylko, błagam, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze...
Rozłączyłam się. Wrzuciłam iPhonea do torebki. Nie mogłam się stresować. Musiałam się uspokoić, a taka rozmowa nie dałaby mi takiej możliwości. A wiedziałam, że Fran zrozumie. 
Zagryzłam wargi. Nie mogło być po mnie widać tego, co czuję. Strach. Ból. Rozżalenie.  
Weszłam do sądu. Było tam zupełnie pusto. I cicho, jak makiem zasiał. 
Po krótkiej chwili zostałam poproszona na salę rozpraw. Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w takim miejscu. I w dodatku, z winy moich własnych rodziców. Porażka... Przełknęłam ślinę, a serce waliło mi tak mocno, że miałam wrażenie, że jego stukot słyszą wszyscy wkoło. 
Zaczęły się te wszystkie beznadziejne pytania, jak na przykład "W czyim towarzystwie czujesz się lepiej?". O matko! To było takie męczące. I nudne. Jeśli mam być szczera, to chyba wolałabym przypatrywać się wszystkiemu z boku. Po co ja się tam pchałam, no po co?! 
Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem. 
Wyszłam z tej zatęchłej sali. Świerze powietrze! Boże, jak dobrze! 
Fran już na mnie czekała. Podniosła się z ławki na której siedziała i podbiegła do mnie. 
- I jak? - zapytała, dorównując mi kroku.
- Nie no, spooko - pokiwałam głową z dezaprobatę i teatralnie wywróciłam oczami. 
- Czyli? - dopytywała.
- Czyli to taka dobra ostra papryka - uśmiechnęłam się pod nosem. 
- Taaa - westchnęła zrezygnowana Frania. - A nie przeszkadza ci, że się rozwodzą?
- Nie. Na starość ludzie głupieją. Niech sobie robią co chcą. 
Doszłam do domu. Weszłam do środka. Byłam wściekła. Na kogo? Na nich. A może na siebie. A może nawet na nikogo. Zamknęłam się w pokoju i włączyłam muzykę najgłośniej jak się dało.
Znakiem zapytania jestem. 
Przyszłość mnie odkrywa jeszcze. 
Tak jak ty. 
Tak jak my. 
Nie oceniaj mnie pochopnie. 
Widzisz to, co powierzchowne. 
Nie znasz mnie. 
Siebie też. 
Mogę mieć rogatą duszę. 
Mogę wszystko - nic nie muszę. 
Pragnę żyć. 
Z całych sił. 
Chcę spróbować każdy smak. 
Całe życie jest przede mną. 
Właśnie tak. 
To mój czas.
Wybiła czternasta. 
Moje serce ogniem dzisiaj jest. 
Nigdy więcej nie zdołują mnie. 
Mamy prawo, żeby bawić się 
Wolnością upić się chcę. 
Ma taki boski smak. 
Tak, tak, tak, tak...
Zakazany smak. 
Tak, tak, tak, tak...
Boski smak. 
Tak, tak, tak, tak...
Zakazany smak. 
Tak, tak, tak, tak.
Skreśliłam kolejną z liczb w moim notesie. 
Jestem wolna, ja wybieram,
W jaki humor się ubieram. 
Nie mów mi, 
Jak mam żyć. 
Zakręcony świat. 
Codzienność i ja. 
Uczucia plączą się. 
Oswajam je.
Chcę popełniać własne błędy. 
Szukać drogi swej, którędy, 
Będę iść. 
Tak jak ty, lubię kiedy tętni życie. 
Będę martwa lub na szczycie. 
Tylko raz, życie masz. 
Do celu coraz bliżej... Celem było osiągnięcie dorosłości. Tak, za niespełna dwa miesiące miałam mieć osiemnaste urodziny. Musiałam uciec z tego domu wariatów. Oczywiście nie w dosłownym znaczeniu tych słów. Po prostu chciałam się wyprowadzić. Moi rodzice doskonale o tym wiedzieli. Byli świadomi tego, że mam już dosyć ich nie kończących się kłótni. Byli bogaci, więc obiecali, że kupią mi mieszkanie, jakie tylko sobie zechcę. 
Tik...tak...tik... 
Zegar tykał, a czas leciał szybko.  Na moje szczęście. 
W końcu nadszedł ten dzień. Stałam się pełnoletnia. 
Zaraz po obiedzie, poszłam z Francescą do biura nieruchomości. Nie zastanawiałam się długo, bo od dawna podobał mi się jeden z apartamentów w zachodniej części miasta. Koniec końców... kupiłam je. 
Zmówiłyśmy taksówkę i we dwie pojechałyśmy po moje rzeczy. Zabrałyśmy kilka wcześniej przygotowanych kartonów i pojechałyśmy do mojego nowego mieszkania. 
Weszłyśmy do środka, a mi dech zaparło w piersiach. Tu było jeszcze ładniej niż na zdjęciach. Ściany miały kolor białej czekolady, a panele płynnego miodu. Wszystkie meble idealnie pasowały. Miałam tu duże okna z niesamowitym widokiem na stary ogród. Był on lekko zapuszczony, ale to dodawało mu tajemniczości. 
Kiedy już uporałyśmy się ze wszystkimi moimi bagażami, poszłam odprowadzić Fran do domu, bo nie było to jakoś bardzo daleko. 
Wracałam do siebie, a moją głowę zaprzątały setki pięknych myśli. I nagle na kogoś wpadłam. 
- Może byś uważał, jak łazisz?! - warknęłam.
Poszłam dalej, zupełnie nie zwracając uwagi na chłopaka, z którym się zderzyłam. 
Po chwili jednak zdałam sobie sprawę, że skądś go znam. Nie miałam bladego pojęcia skąd, ale wiedziałam, że znam. On mnie nie znał, a ja jego tak. Nie możliwe, teoretycznie rzecz biorąc. A jednak. 
Miał duże, piękne, zielone oczy i włosy postawione na żel. Miał na sobie dżinsy i koszulę w kratę. 
W nocy nie mogłam spać. Kiedy tylko zamknęłam oczy widziałam jego. Udało mi się przysnąć na kilka godzin, a kiedy się obudziłam, miałam ochotę na coś słodkiego. 
Chciałam upiec ciasto, ale oczywiście nie miałam mąki.  Szybko się ogarnęłam i zeszłam piętro niżej, pożyczyć potrzebny mi produkt od sąsiadów. 
Zapukałam kołatką kilkakrotnie, a po chwili drzwi otworzył mi TEN chłopak. Zapomniałam, że mam język. Nie wiedziałam już po co przyszłam. Kiedy spojrzałam na niego, poczułam, że w żołądku skacze mi tuzin małych żabek. 
- O, czy my się już nie widzieliśmy? - przywitał mnie, uśmiechając się przyjaźnie.
- Tak, wczoraj na siebie wpadliśmy. Dosłownie - zaśmiałam się. - Przepraszam, że byłam taka...hm... wredna. Zazwyczaj się tak nie zachowuję. 
- Jasne. Każdy może mieć gorszy dzień. Wejdziesz? - otworzył mi drzwi i zaprosił do środka. 
Skorzystałam z zaproszenia. Nalał mi wody i na paterce przyniósł pokrojony sernik. Rozmawialiśmy beztrosko, sama nie wiem jak długo. 
- Masz jakieś play na wieczór? -zapytał w pewnym momencie. 
- Nie - odpowiedziałam grzecznie. 
- W takim razie, chyba pozwolisz się zabrać na kolację? - zapytał ponownie. 
- Owszem, pozwolę - przytaknęłam. 
Dopiero potem, w domu uświadomiłam sobie, że jestem z nim umówiona na prawdziwą randkę. O Boże! Zaraz zaczęłam się szykować i nawet się nie spostrzegłam, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. 
Chłopak zabrał mnie do małej, kameralnej knajpeczki na obrzeżach miasta. 
Jeśli mam być szczera, to byłam tak bardzo szczęśliwa, że nie pamiętam prawie nic. 
Tylko jedno... 
Staliśmy na chodniku, po skończonej kolacji. Na niebie nie było żadnej chmurki. Gwiazdy mieniły się niczym brokat rozsypany na czarnej kartce. Księżyc w pełni rzucał delikatną poświatę na nasze twarze. 
Staliśmy bardzo bliziutko siebie. Patrzyliśmy sobie w oczy. I nagle on pocałował mnie. Poczułam, jak kolana się pode mną uginają.  Jego wargi były jak aksamit. 
Następnego dnia, rano pobiegłam do kiosku po gazetę. Lipcowe wydanie specjalne. Poprosiłam panią sprzedawczynię o magazyn. Zapłaciłam, a ona mi go podała. Oddaliłam się od miejsca zakupu na kilka metrów. Wyjęłam czasopismo z reklamówki, a kiedy zobaczyłam zdjęcie i nagłówek na okładce, po prostu zaniemówiłam. 
Leon Verdas ma nową dziewczynę.
- Mamy dowody.
Do tego kilka fotek z naszej kolacji i pocałunku. Stanęłam jak wryta. I stałam tak, do puki Fran nie wyrwała mnie z otępienia. 
- Co jest? Czemu tak stoisz, Viola? - zapytała radośnie, podbiegając do mnie. 
Nie odezwałam się ani słowem, tylko wcisnęłam jej do ręki brukowiec. 
- Ale to przecież jesteś ty! - krzyknęła. - A to je...- zatkałam jej usta dłonią i cudem ochroniłam się od światowej sławy, jako dziewczyna słynnego motocyklisty rajdowego. 
I teraz już wiedziałam, czemu wydał mi się taki znajomy. Widziałam go w telewizji, kiedy mój ojciec oglądał wyścigi motorów. 
Pożegnałam się z przyjaciółką i ruszyłam do mojego mieszkania. Ściskając szmatławiec w ręku, wściekła, waliłam w drzwi jego apartamentu. A najgorsze było to, że dopiero w ów czas uświadomiłam sobie, że nawet nie znałam jego imienia. 
Otworzył mi, a ja jak huragan wpadłam do środka. Gazetę rzuciłam na stół. 
- Co to ma być, do cholery jasnej?!- krzyczałam. 
- Hm... no... chyba gazeta - uśmiechną się pod nosem.
- Nie mam nastrojów do żartów - warknęłam. 
- Nie rozumiem...
- Jesteś gwiazdą i nic mi nie powiedziałeś?!
- Myślałem, że wiesz...
- No to się pomyliłeś. A ja pomyliłam się co do ciebie!
Wyszłam, trzaskając drzwiami. 
Już następnego dnia opuściłam BA, przeniosłam się do Rzymu. Pod koniec wakacji zaczęłam studiować. Żyłam normalnie. Jakbym go nigdy nie poznała. I miałam wrażenie, że cały świat łącznie ze mnę zapomniał o tamtym zdarzeniu. 
To były moje dziewiętnaste urodziny. Czułam się dziwnie przybita. W sercu miałam pustkę. Wyszłam na świeże powietrze, by trochę ochłonąć. Szłam sobie właśnie tym mostem, na którym zakochane pary zawieszają kłódki, a kluczyki wrzucają do wody. Wzrok wlepiłam w rzekę. Nagle poczułam, że z kimś się zderzyłam. Upadłam. 
- Może byś uważał, jak łazisz?! - warknęłam. 
Ktoś wyciągnął dłoń w moją stronę. Pochwyciłam ją i podniosłam się z pomocą. Uniosłam wzrok. Przez mną stał Leon. Nie myślałam wtedy o niczym. Po prostu rzuciłam mu się w ramiona, a nasze usta zamknęłam w długim i namiętnym pocałunku. 

Tak jak mówiłam, mijają cztery lata. Jestem szczęśliwą mężatką. Mam siedmiomiesięczną córeczkę. Mieszkam w Barcelonie. 
A ja wciąż nie mogę uwierzyć, że ta miłość przetrwała. A co najważniejsze, trwa nadal. 
To ja, Violetta Verdas (Castillo), a to była historia mojej największej miłości. 

~
Hola Pysie ;3
Tu Wercik :D
Oto OS na zamówienie, dla Katriny Verdas. 
I choć ta praca jest krótka, to jestem z niej zadowolona. Nie jest wybitna. Po prostu taka zwyczajna, niczym się nie wyróżniająca, a jednak... 
No cóż, ale ocenę pozostawiam Wam. 
Buziaczki ;*
P.s. przepraszam, jeśli są jakieś błędy, ale kiedy długo pisze się na klawiaturze, a potem czyta... nie wszystko jest się w stanie wychwycić. (A zwłaszcza, kiedy klawiatura ledwo zipie xD)

piątek, 29 sierpnia 2014

One Shot - Fedemila "Utraty"

Mai, Oli, Alexandrze, Weronice, bo je kocham, bo tak wspaniale piszą, bo po prostu są <33333333



"Utraty"


   Cierpienie, objęło całe kruche ciało, po brzegi wypełniło wnętrze. Topiło umysł w ciemnych myślach, zamykało serce i duszę. Wszystkie uczucia, które atakowały ją na każdym kroku, niczym stado dzikich lwów kłębiły się w jej wnętrzu, doprowadzając do granicy, między piekłem, a niebem. Wtedy widziała szkaradne oblicze pana i władcy podziemia, miejsca potępienia grzesznych dusz, białych płaszczy zaplamionych czerwonymi, obszernymi kleksami. Stróża krew. Oraz, jasne, pełne miłości i radości spojrzenie, uśmiech zsyłający z nieba na ziemię ciepłe, słoneczne promienie. Dające życie, sprzyjające wzrostowi dóbr ludzkich, oślepiające grzeszników na pokusy szatana. Na drzewach grał piękną, pełną uczuć i tajemnic muzykę, za pomocą letniego wiatru, który zagłuszyć miał krzyki diabła, niosące za sobą burzę dzikich grzechów.
Gołąb przysiada na parapecie, oblanym uśmiechem mężczyzny, dryfującego swobodnie po bezkresnym niebie. Jego dusza, spowita chmurami dopełnia niebo, mocną barwą błękitu. Kobieta, marszczy nos spoglądając na białe, wdzięczne ptaszysko, stroszące pióra w nieprzenikliwym skwarze.
Wzdycha ciężko ; od jego śmierci minęło już ponad siedem lat, a ona jak dotąd nie nauczyła się żyć bez jego bliskości, dotyku figlarnych dłoni na swoim ciele, czucia jego ciepłego, świeżego oddechu na policzku, karku, skórze tuż nad uchem. Dotyk jego  jedwabiście miękkich warg ciągle pieścił jej usta, a kilkudniowy zarost na twarzy drażnił  cerę. Zaciska dłonie w pięści i kręci głową, jakby chciała rozproszyć  mgłę, która spowiła jej umysł. Błądzi bez celu w gęstych oparach białych aniołów w poszukiwaniu śladowych źródeł światła. Aniołów ? Fałszywych sługów Boga, wysłanników szatana, którzy podstępem rozproszyli chmury, otworzyli złote wrota i wstąpili do niebios pod czystą postacią choć ich serca nadal nasączone były złem.
Kochany, pokonaj to złowrogie grono. 
Przegnaj ich z Królestwa Niebieskiego, zaprowadź na nowo harmonię.
Oddziel piekło od nieba.
Demony ześlij do głębokiej czeluści. 

   Głowa opada na prawe ramię, a blond loki owijają się wokół jej szyi, pieszcząc płatek ucha i jedwabiście gładką, skórę policzka. Unosi ku górze, swoją chudą dłoń i dotyka dwoma palcami, dolnej wargi. Zacieśla uścisk, wydymając niższą stronę ust, a zwężając boki. Słyszy jak frontowe drzwi powoli się otwierają, nie odwraca jednak głowy, by zlokalizować wzrokiem przybysza ; zastyga w bezruchu.
    -Ludmiła, siedzisz tu od wczoraj ?
Cisza, krzykiem karze. Przykłada drżące dłonie do uszu i spuszcza głowę, pozwalając, by jej wygasła twarz została ukryta pod jasną pokrywą, miękkich włosów. Słyszy jak po jej głowie wędruje przeciągły pisk, nie znający końca ani początku.
Ktoś odciąga jej dłonie od twarzy i ciągnie ku powierzchni, mroczna fala krzyku uderza w nią z zabójczą siłą, odrzuca kilka metrów w tył ; piszczy, szarpie, traci władzę nad nogami i rękami, palący ból w gardle, spowodowany brakiem tlenu rozsadza klatkę piersiową bolesnymi płomieniami, które tliły się wewnątrz, rozeźlone zbędnym głosem. Powoli opada na samo dno, bezdennej czeluści. Długie pasma, włosów wzbijają się w powietrze i opadają, kiedy silniejszy prąd przepływa obok.
    -Ludmiła, uspokój się ! To tylko złudzenie !
Ktoś szarpie ją za rękę, nadaremnie próbuje pokonać opór wody. Los śmieje jej się w twarz, a przeznaczenie skuwa  ciężkimi łańcuchami, które tylko przyspieszały jej wędrówkę do źródła grzechu.  Bezwładnie opada ku dołowi, ku nicości, jej puste - pozbawione nadziei ciało, poddaje się gwałtownym ruchom wody. Nieoczekiwanie ; ciepły dotyk na ramieniu skłania ją do zmienienia pozycji. Wykonuje płynny ruch rękami, rozgarniając zielone wodorosty. Otwiera oczy, wytężając wzrok stara się dostrzec właściciela delikatnej dłoni. Jasne światło, dochodzące z niewiadomego punktu rzuca jasny promień na otaczający krajobraz, jego uśmiech. Otwiera usta w krzyku, który w zaistniałych okolicznościach jest tylko bąbelkami, pękającymi pod ciężarem brudnej cieczy. Jestem w niebie.
Wyciąga chudą, chłodną dłoń w jego stronę, uporczywie starając się złapać, choćby skrawek jego ubrania, upewnić się, że widok stojący przed jej oczami nie jest kolejną iluzją, wytworzoną przez jej nadpaloną świadomość.
Dostrzega jak jej klatka piersiowa, płonie oślepiającym blaskiem. Przez kilka krótkich sekund, a może godzin ? Przygląda się jasnej kuli światła, wirującej szybko nad jej ciałem. Dusza ? 
Przenosi wzrok z powrotem, na jego promienną twarz. Stęskniona, spragniona jego obecności, dotyku, głosu, odpycha się nogami od dna. Stara się, by jej ruchy były lekkie i płynne, co nie było łatwe biorąc pod uwagę fakt, że jej płuca natychmiastowo domagają się niezbędnej dawki tlenu. Jego twarz wydaje się być coraz bardziej odległa, co tylko motywowało ją do dalszego wysiłku. Z impetem wynurza ciało ponad taflę wody, łapczywie biorąc kolejne oddechy. Widzi jak złota kula, wnika w nią gwałtownie rozświetlając jasną strugą, obszar będący w zasięgu jej wzroku. Jego twarz...znika, wtapia się w w niebo, zostaje skryta za chmurami.

-Nie ! - Wierzga nogami i rękami rozchlapując zimne krople na wszystkie strony. - Oddaj mi go ! - Słone łzy płyną po zmarzniętych, zaczerwienionych policzkach. Furia, po brzegi wypełnia jej ciało rozpychając wnętrze, by euforia zagórowała.

-Leon ! - Krzyczy, rozpaczliwie, nawołuje ukochanego w nadziei, że ją usłyszy i przybędzie, wybawić ją od płachty samotności.
Czeka, wypatruje jego kasztanowych włosów i promiennego uśmiechu, który rozproszył, by cienie bólu, cierpienia, tęsknoty, które razem tworzyły punkt kulminacyjny jej najgorszych koszmarów, w których zmuszona była toczyć walkę ze wszystkimi wcieleniami zła.  Jednak on nie zjawił się, nie próbował nawet jej pomóc, poprowadzić do wyjścia z tej pułapki na dusze. Dlaczego tutaj trafiła ? Przecież żyła, dlaczego więc znajdowała się w miejscu, w którym dusze ulegają potępieniu w morzu niespełnionych marzeń.

Otwiera oczy i gwałtownie podnosi się do pozycji siedzącej. Wodzi wzrokiem po pomieszczeniu.

-Gdzie ja jestem ?

-W szpitalu. - Zwraca głowę w kierunku, z którego dochodził głos.

-Co się stało, Marco ? - pyta chwytając w palce pasmo blond włosów i zakładając je za lewe ucho. Chłopak mierzwi dłonią swoje, gęste, czarne włosy i wzdycha ciężko. - Marco !

-Przedawkowałaś leki. - Ugina się pod ciężarem wyznania mężczyzny. - Kiedy do Ciebie przyszedłem i się odezwałem, zaczęłaś krzyczeć. Majaczyłaś coś o wodzie i... i ....Leonie.

-Musiałam włożyć tabletki do złego opakowania, przez to zażyłam nieodpowiednie dawki. Marco, ja nie jestem szalona, ja nie chciałam się zabić. Obiecałam mu, że udźwignę to brzemię i nie ugnę się pod jego wagą. Mam zamiar dotrzymać obietnicy - mówi, przykładając dłonie do serca, starając się utwierdzić przyjaciela w szczerości jej słów, które uporczywie cisnęły się na usta. Meksykanin kiwa głową i przykrywa jej dłoń swoją.

-Wierzę Ci. Przez siedem lat dawałaś sobie radę, Ludmiła jesteś krucha, a pomimo tych wszystkich rozterek, które na Ciebie napierały nie pękłaś. Jedyne czego chce, czego chce Francesca i inni to na nowo zobaczyć twój uśmiech, jak uczestniczysz w swoim życiu, a nie patrzysz jak biegnie obok. Nie bój się, wejdź w ten wir, daj się porwać on jest twój i to on zadecyduje o twoim losie. - Uśmiecha się, delikatnie, ledwo zauważalnie, jakby jeden mały promień, przebił się prze gęstą zasłonę chmur. To jednak mu wystarczyło, nie oczekiwał złotych gór, że zaraz wstanie na nogi i zamknie ten bolesny rozdział w swoim życiu. Pomimo intencji to nigdy nie nastąpi, te kilka kartek na zawsze pozostaną w otwartej dla każdego księdze. Ich wspólne wspomnienia do końca będą ją nękać, wirując wokół niej niczym nadpalone strzępki jej świata, unoszone przez ciepły wiatr.

-Marco. - Unosi głowę i spogląda głęboko w jej oczy, oblane zasłoną, wiecznego cierpienia.  - Dziękuję, że jesteś, że jesteście - poprawia naciągając kołdrę na klatkę piersiową.

-Od tego ma się przyjaciół. Będziemy przy Tobie nie zależnie od tego w jakie bagno, postanowisz wejść. - W jej sercu zapala się mały płomyk nadziei. Może jednak ma szansę na normalne życie ?

-Nie wiem, co bym bez was zrobiła. Gdyby nie dobroć waszych serc, już dawno straciłabym te ostatki sił, które co dzień starały się utrzymać mnie przy życiu, a w ostojach nocy ładowały baterie, ale to wy wykrzesaliście te drobne cząstki z mojego wnętrza. Po jego śmierci, nie wiedziałam nawet, że je mam. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że nie widziałam szansy na życie bez jego rąk, które zaparcie prowadziły mnie po krętych ścieżkach losu, podnosiły, gdy upadałam. Jednak to jest możliwe. Otworzyliście mi oczy na nowe nadzieje, marzenia i szanse. Teraz wiem, że ja nadal żyje, a jego dusza krąży w pobliżu, spoglądając na mnie, pilnując mnie i czuwając. - Ludmiła stara się wyrazić wszystkie emocje, które pęcznieją w jej ciele, w miarę możliwości tłumaczyła swoje uczucia względem ich głębokiej przyjaźni, ale nie była w stanie poruszyć ciężkiej skały zawodu, która stanęła przed nią w bezkresnym oceanie. Bolało ją, że Leon, nie przybył z pomocą, kiedy tak bardzo potrzebowała jego bliskości i ciepłych słów otuchy.

-Twoje słowa znaczą dla mnie bardzo wiele. Teraz wiem, co czujesz. Jak radzisz sobie z lawiną, która Cię przysypała. - Z Marco przyjaźni się od dnia śmierci Leona, kiedy uspokajał jej skołatane nerwy, pilnował by nie zrobiła sobie krzywdy, gdy dostała gwałtownych ataków euforii. Nigdy nie ukrywała, że Meksykanin jest bliski jej sercu, że jego obecność w jej żuciu jest dla niej znacząca. Potrafił jak nikt inny uporządkować wszystkie emocje, które górowały nad jej ciałem pomiędzy kolejnymi, niespodziewanymi atakami paniki. One spoczywały w chaosie, a Ludmiła tylko dorzucała do ognia. Marco działał wtedy impulsywnie, ale skutecznie. Jego krzyki nieraz, nie dwa przywróciły jej wędrującą po równinie, duszę z powrotem na ziemię.

-Gdzie, Francesca ? - pyta, postanawiając zmienić temat. Wiedziała, że para niechętnie rozstawała się ze sobą na dłuższy czas.

-Z Carmen. - Blondynka zamiera z bezruchu. Jej dłonie opadają na białą pościel z urojonym szelestem. W jej głowie, myśli mieszają się ze sobą, tworząc niespotykaną mieszankę silnych odczuć i emocji.

-Jak długo byłam nieprzytomna ? - Stara się uporać z zaistniałym szokiem, który wypuścił w jej umyśle różne pędy, tworząc sporych rozmiarów gęstwinę, w której zmuszona była błądzić.

-Pięć miesięcy - wycedza przez zaciśnięte usta, mężczyzna. Ludmiła opada na poduszki i przykłada zwinięte w pięści, dłonie do skroni. Nie przypuszczała, że jej niefunkcjonalność trwała aż tyle dni.  - Mała, ma cztery. Francesca, chciała poczekać z chrzcinami aż odzyskasz świadomość, żebyś mogła zostać Matką Chrzestną. Tak jak planowałyście.

-Przepraszam, Marco. Wracaj do Francesci i córki. Ja muszę to przemyśleć, poukładać, sama - mówi zaciskając dłonie na metalowych oparciach, szpitalnego łóżka.

-Jesteś pewna ? Mogę zostać, albo kogoś sprowadzić.

-Sama. - Kładzie nacisk na wypowiedziane słowo. Mężczyzna powoli podnosi się z miejsca i kieruje w stronę w drzwi. Nim opuści pomieszczenie, zatrzymuje się w progu i zwraca głowę w jej kierunku. Patrzy na nią wzrokiem pełnym bólu, cierpienia, rozprzestrzeniającym czarną mgłę na pełen koloru świat. Kiwa głową z dezaprobatą i wychodzi zgarniając z czarnego wieszaka, kurtkę.

***

-Jest cudowna - mówi, podchodząc do łóżeczka z białym baldachimem, który skutecznie zasłaniał drobne ciało dziewczynki, spoczywającej na środku materaca z falbankami, na końcach. Maleństwo, wdało się w matkę. Odziedziczyło po niej urodę, charakterystyczną dla Włochów oraz brązowe, głębokie oczy. Tylko włosy ; bujna czupryna, czarnych włosów, lekko zakręconych na końcach była genem Marco. 

-Kropka w kropkę za Tobą. - Ludmiła odgarnia cienki materiał, by lepiej móc przyjrzeć się dziewczynce. Włoszka, zaśmiała się zdrowo i popatrzyła czule na córkę.

-Włosy ma po, Marco. - Zauważa kładąc dłoń na brzuszku Carmen ; gładzi go, delikatnie, z czułością charakterystyczną dla matki.

-To najpiękniejsze, maleństwo pod słońcem. To nie podlega dyskusji.  - Blondyna pochyla się delikatnie nad dzieckiem, jej gęste loki opadły na buźkę dziewczynki ; zaśmiała się, a z jej pełnych ust pociekła stróżka śliny. Bez zastanowienia sięgnęła po chusteczkę, spoczywającą na półce obok łóżeczka i starła śladową ilość cieczy z twarzy, maleństwa.

-Muszę się zgodzić, ale wolałam, żeby oczy miała po Marco. Jego są zdecydowanie ładniejsze. - Przelotnie dotyka policzka szatynki. Carmen chwyta jej palec i owija wokół niego swoje krótkie, małe paluszki tworząc ciasną piąstkę. 

-Masz piękne oczy. - Kobiety odwracają się gwałtownie. Marco podchodzi do żony i obejmuje ją w talii, opierając podbródek na jej ramieniu. 

-Gumowe ucho - kpi, Włoszka zaciskając wolną rękę na skrawku jego koszuli. 

-Wcale nie, usłyszałem to przypadkiem. - Muska ustami policzek Francesci i mocniej przyciska ją do siebie.
Ludmiła spogląda na nich ; z zazdrością, bólem w oczach. Kurczy się w sobie, gdy przed oczami staje jej obraz Leona tulącego ją, w nocy, kiedy koszmar po raz kolejny zburzył spokój nocy. Wtedy byłam bezpieczna, a teraz jestem łatwym celem dla demonów. 
Włoszka odsuwa się od męża i kładzie kobiecie dłonie na ramionach. Blondynka ciężko wzdycha. Jej dotyk wydaje się zimnym kompresem, który studzi jej rozgrzane, przez wspomnienia upojnych nocy z ukochanym, ciało.

-Wybacz, Lu. Nie pomyślałam...

-Przestań, macie pełne prawo do okazywania sobie miłości. Kochacie się, a poza tym jesteście u siebie. - Mówi  uśmiechając się do nich słabo.

-Nakarmię małą. - Francesca podnosi Carmen i wychodzi z nią z pokoju, pozostawiając Ludmiłę sam na sam z Meksykaninem.

-Powiedziałam coś, nie tak ? - pyta rzucając niespokojne spojrzenie, miejscu, w którym sylwetka Włoszki zniknęła za rogiem.

-Nie przejmuj się nią, gwarantuję Ci, że nie uraziłaś jej w żaden sposób.  Co się dzieję ?

-Marco, trudno mi zostawić przeszłość za sobą i kroczyć dzielnie dalej, skoro wszystko mi go przypomina. Gdzie nie spojrzę, dostrzegam jego twarz. Niejednokrotnie zdawało mi się, że widzę go pośród tłumu ludzi na przystanku. - Nie zauważyła, że po jej różowym policzku spłynęła jedna, pojedyncza zła, która nie była w stanie zmyć, grubej warstwy bólu i cierpienia, która okrywała każdy centymetr jej ciała. Chłopak ciężko wzdycha i przyciąga ją za ramię do siebie.  Ludmiła obejmuje go w pasie i wtula twarz w jego tors, szukając choć śladowej ilości mgły, która otoczyła by jej ciało i dała poczucie bezpieczeństwa. Nie mogła jednak w pełni oddać się temu uczuciu, Marco nigdy nie zdradził by Francesci, a ona nie kochała go w ten sposób, w jej oczach był tylko przyjacielem, mężczyzną będącym poza zasięgiem jej dłoni.
Odsuwa się od niego zahaczając pierścionkiem i kawałek jego koszuli. Zaręczynowym pierścionkiem. 

-Zobaczysz, że wszystko się ułoży. Masz Mnie, Francesce, Carmen i innych. Każdy z nas jest gotów rzucić wszystko i przyjść Ci z pomocą jeśli sytuacja będzie tego wymagać. - Składa ręce na piersi i bierze głęboki oddech. Jej myśli na nowo wędrują w stronę rzeki, której nurt prowadzi ku kaleczącym jej poranione serce, wspomnieniom. Nie rozumiała tych nagłych fali bólu, niespodziewanych przypływów łez, kiedy przez jej głowę - niczym złota strzała przemyka obraz jego bursztynowych oczu, w których zatonąć mogła bez opamiętania. Odszedł z tego świata, ale jej serce zdążyło uchwycić cząstkę ukochanego, która wygodnie zagnieździła się w jej wnętrzu, stanowiąc błogą ostoję w trudnych chwilach. Uciekł od świata, ale nie od niej. 

***

-Dobrze, Federico, ale co ty tu robisz ? - pyta, spoglądając na niego z nad książki. 


-Przyjechałem parę dni temu i postanowiłem złożyć Ci wizytę. Wiesz, był w końcu moim bratem, i mimo, że nie zjawiłem się na jego pogrzebie z przyczyn oczywistych dla nas obojga, to wcale nie znaczy, że postanowiłem o nim zapomnieć. - Czuje, jak na jej policzkach rodzi się czerwień, jak jej organizm powoli wypycha wstyd na wierzch.


-Nie o to pytałam. - Zwraca uwagę na drobny szczegół. 


-Tęskniłem...za nami. - Toczy się ku dołowi w zawrotnym tempie, obija się o kamienie. Zatapia palce w wilgotnej glebie, starając się zwieńczyć ten dziki wyścig z przeszłością. 
Zaciska usta w niemym grymasie.


-To przeszłość, Federico, nasz krótkotrwały romans, zburzył harmonię mojego życia. Przez niego, poczucie winy wypełniło moje serce trucizną, która doprowadziła do trwałych wyniszczeń i śladów w pamięci. - Stara się, jak tylko może, by naturalne odruchy jej ciała pozostały w dalszym uśpieniu. Nie chciała na nowo rozpoczynać tego snu, z którego nie potrafiła się samodzielnie wybudzić, nie chciała już więcej smakować tej rozkoszy, bo to ona rozpaliła jej ciało, była ogniem, który do życia potrzebował wody, a ona, ziemska kobieta, nie mogła stawać do krwawej wojny z prawami natury, które już niejednokrotnie złamała. 


-To nic dla Ciebie nie znaczyło ? Chcesz powiedzieć, że przez te kilka miesięcy, nic do mnie czułaś, że nasze pocałunki i pieszczoty były tylko smakiem nowości, ucieczką od monotonii, którą raczył Cię mój brat ? -pyta. Kocha ją, pragnie zawalczyć. 


-Nie - przeczy, przechylając głowę w bok. Przygląda się dokładnie jej twarzy. Szczegóły stają się istotą, tak jak kiedyś. Za czasów, gdy smakowali się wzajemnie, kiedy topili się w morzu miłości, opatulali się szalem pragnienia. Grzali się w płomieniach ryzyka, które nie raz lizały ich rozgrzane do białości ciała, niebezpiecznymi językami. 
Widzi jej wygasłe oczy, czuje przestrach. Boi się, że blask jasnej gwiazdy, który skradł niepostrzeżenie, podstępem omijając zbrojnego strażnika i wtopił w jej przymglone oczy, oświetlając je nowym blaskiem, który tli się w ciasnych ramach jej tęczówek rzucając jasny płomień na całą powierzchnię spojówek,jego brat  brutalnie zabrał, wydobył te diamenty, które idealnie współgrały z mieniącym się w świetle bladego słońca, bursztynem jej oczu, został jej odebrany i zwrócony pierwotnemu właścicielowi, ojcu wszystkich gwiazd i planet. Księżyc wyrusza w podróż, chcąc wymierzyć sprawiedliwość, szuka zemsty, na nim. Ziemskim, zakochanym chłopaku, zdolny do ruszenia góry, by jego miłość znalazła tę skrzynię skarbów.


-Więc ? Przeczysz, że mój brat od początku był pomyłką ? Przecież, gdyby kochał Cię tak jak marzyłaś, to nie szukałabyś byś uczucia w moich ramionach. Ludmiła, kocham Cię. I wiem, że ty też mnie kochasz. Czuję to... - Od jej ciała bił rozniecony żar, serce szeptało tuż przy jego uchu, błagając o podarowanie odrobiny ciepła, rozpałki, która na nowo nauczy ją kochać. Używać serca, które powoli więdło, usychało... z tęsknoty, rozpaczy, łamało się na pół, a później znowu regenerowało, ale nie było już tak twarde jak  kiedyś, teraz krucha porcelana tłukła się, pękała i traciła kolory. Ginęła, wtapiając się w żyły i płynąc wraz z krwią w szaleńczym rytmie...


-Skąd wiesz ? Może nigdy Cię nie kochałam ? Może w moich oczach byłeś tylko nic nie znaczącym kochankiem, który za zadanie miał poszerzać moje doświadczenia, rozciągać oko fantazji ? Skąd wiesz, że byłeś kimś ważnym ?  - Boli, bardzo boli. Szczypie, piecze i nakreśla na jego sercu poziome linie, z których regularnie sączy się płyn, wiara wypływa. Wnętrze za moment zostanie puste, a ścianki zwężą się, zabijając organ uczuć, gasząc jego nadzieje. Tamuje krwotok chustką wspomnień.


-Ponieważ twoje oczy zdradzają każde kłamstwo. Podczas tych wszystkich wyznań, biła od nich szczerość. -Podnosi się z fotela, podchodzi do niej, powoli, obserwując jej ciało zaborczym wzrokiem, nie dając jej możliwości ucieczki, zamyka ją w ciasnej klitce swoich błękitnych oczu i otacza namiastką uczucia, której nie umie odrzucić, jego cząstki są zbyt drobne, by w stanie była je dostrzec. Może przyjmiesz resztę ?
Klęka tuż przed nią i delikatnie chwyta jej dłoń, chłonie jej chłód i oddaje swoje ciepło. Przekazuje miłość, wiadrami wlewając ją do jej serca, przywraca mu formę, leczy otwarte rany, tuszuje blizny.
Ona patrzy na niego, tak jak kiedyś. Blask, małej gwiazdki wypływa z cieśnin tęczówek. Raczy ich suchość, wilgotnym deszczem, owiewa ich czerń pigmentami bursztynu, nadając im kolor, dodając uroku, ucząc miłości...na nowo.
Ciepłe wargi, Włocha pieszczą wierzch jej dłoni, przymyka powieki. Drży delikatnie, spragniona smaku czułości, zapomina o zaporach.
Federico, nie widząc oznak sprzeciwu, obejmuje ją w talii i przyciąga do siebie, jej drobne ciało napiera na niego, zanurzają się, wspólnie w miękkich włóknach białego dywanu, opętani naglą falą namiętności, która pieści ciało, nie porywając go do ciemnych odmętów.
W słabym blasku zachodzącego słońca, mężczyzna pieści jej gładką szyję, całuje nieodkryte skrawki skóry tuż przy jej obojczyku. Ona, porażona przez ten prąd, oparzona gorącym płomykiem pragnienia, galopuje z wiatrem w kierunku oazy szczęścia.
Zatapia palce w jego gęstych, brązowych włosach i zaciska kolana na jego biodrach. Czeka, niecierpliwie na jego usta, które wypełnią jej wargi, aż po kąciki podrygując wspólnie w dzikim tańcu.  Czuje jak, mężczyzna wędruje palcami w okolicach jej biustu i brzucha, odpinając, złote guziki białej koszuli. Zsuwa ją z ramion blondyny i odrzuca gdzieś w kąt. Jego ręce błądzą, po nagich kawałkach jej skóry, kreśląc poszczególne fragmenty, czerwonymi pręgami.
Ludmiła ma oczy zamknięte, jej miękkie usta to otwierają się, to zamykają od czasu do czasu zmieniając kapryśność pocałunku.
Sięga, drżącymi dłońmi do krańców jego czerwonej bluzki i ściąga mu ją przez głowę. Federico posuwa dłońmi po jej gładkim brzuchu, całując zaborczo jej malinowe usta, czuje unikatowy smak błyszczyku, który tulił jej wargi od zawsze. Przesuwa językiem po dolnej wardze kobiety, zlizując resztki przezroczystego płynu z jej ust. Wsuwa ręce pod jej plecy w poszukiwaniu zapięcia od czarnego, stanika z koronką na brzegach. Już o celu - odpina sprzączkę i patrzy na nią, zauroczony pięknem jej doskonałego ciała.
Ludmiła obejmuje go za szyję i przyciąga do siebie, by wspólnie mogli przeżywać fale dreszczy, okrzyki ekstazy i nawały przyjemności. Federico rozpina srebrny guzik jej dżinsowych rurek, cofa się trochę w tył i chwyta końce nogawek,  ciągnie ku sobie, spodnie z łatwością zsuwają się z jej gładkich nóg. Mężczyzna zastaje w bezruchu, podziwiając jej półnagie ciało. Poi się faktem, że tym razem może smakować jej miłości w pełni, nie podziwia już tęczy z daleka, tylko zatapia palce w kolorowych strumieniach, barwiących palce. Już nie musiał dzielić się z jej miłością ze swoim bratem, mógł zagarnąć cały skarb dla siebie, cieszyć się nim w blasku słońca i krysztale księżyca, o świcie i o zmroku, w skwarze lata i chłodzie zimy, zawsze i wszędzie.
 -Federico - szepce zaciskając dłoń na kawałku czerwonej bluzki Włocha, którą cały czas trzymała w lewej ręce. Mężczyzna sunie opuszkami  od czubków palców u nóg, po łydkach, przez uda do jej piersi. Palcami lewej ręki haczy o koniec koronkowych majtek, powoli ściąga z niej ostatnią część garderoby. Kobieta, odchyla głowę do tyłu i wygina ciało w łuk, czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Włoch pospiesznie ściąga spodnie i bokserki.
Gorące fale zalewają ich ciała, unoszą je na powierzchni wody niosąc ku wyspie spełnienia.
A gorąca łza, wyznacza korytarz na policzku. 
Leży w bezruchu u boku mężczyzny, ocierając się o niego swoim ciałem. Czuje jak ten dotyk, rani jej gładką skórę, jak ściera biały pył nietykalności. Powoli wkracza w morze, siarczystej winy, która wypala szczęście, zabija szansę i przyćmiewa nadzieję. Tajemniczy eliksir o prostym składzie wpływa do jej spierzchłych ust, płonie żywym ogniem, specjalnie zatrzymując się w krtani. Blondyna, nie była w stanie wyrażać głośnych protestów, jedyne co jej pozostało to ciche cierpienie, w zaciszu własnej duszy. Szlochy, krzyki, jęki nie wydobywały się poza obręb jej umysłu, a krwiste łzy, nie odważyły się na opuszczenie, ostro zarysowanych granic serca.
Diabeł, zamyka wszystkie drzwi. Pułapka na dusze...
-Wybacz, Leonie. - Słowa atakuje szczerość, topiąc ich znaczenie w Bożym źródle.
Kobieta powoli traci strzępki świadomości usypiana przez płynną kołysankę swojego stróża. Zasypia, szuka szczęścia. Nie musi, przecież jest tuż obok.


Namiętny szept, tuż przy jej uchu ; Kocham Cię
Delikatny szmer, naruszonej ciszy, drgającej na cienkich nitkach winnego milczenia, zagłusza jej odpowiedź ; Ja Ciebie też.
Ale on, wyczulony na szczerość, miłości, słyszy jej głos, który jest jak najcichszy i najpiękniejszy trzepot, motylich skrzydeł.
Pochyla się nad nią, kryjąc jej ciało, przyjemnie ciepłą falą dotyku.
Wystarczyło kilka sekund, by Ludmiła poczuła jak gorące wargi Włocha raczą słodyczą jej usta, jak toczą malinowe, pełne poduszeczki w pyłku rozkoszy, wiecznej czułości.
Blondynka, wbija paznokcie w gładką skórę na jego plecach, racząc twarde płytki, ciepłem krzepkiej krwi, strużką spływającą wzdłuż kręgosłupa.

-Federico, na pewno możemy ? - Sunie dłońmi od linii jego bark, po całych plecach aż do bioder.

-Kochanie, Leon od zawsze pragnął twojego szczęścia. Z pewnością nie ma nic przeciwko naszej miłości, tym bardziej, że trwa od dłuższego czasu. Więc, możemy... - Całuje jej usta, nos, policzki i powieki, pieści dłońmi skórę jej brzucha i zatapia palce w złocistych strumieniach, blond loków.
I tak, wspólnie zatapiają się w kolejnej fali rozkoszy... A on, spogląda na nich, z góry. Umierając po raz drugi, dźgnięty nożem zdrady.  - Tęskniłem za tym - szepce, wdychając świeży zapach jej gładkich włosów.  ;  milczy z głową ułożoną na jego klatce piersiowej, słuchając jak jego serce łapie rytm, w jakim gra ich miłość.
Poczucie winy zakneblowało jej usta, faszerowało umysł, kaleczącymi myślami.
W głowie błagała, swojego anioła, by zdobył jakiś kompres, który ukoi ból, urojonego teraz grzechu. Ilekroć zamknęła oczy, widziała jak szatan spowija jej serce, czarną mgłą, niszcząc, ostatnią już zdrową, nienadpaloną część duszy. Bóg już jej nie przyjmie... - Ludmiła, wszystko w porządku ? - Blondynka, szuka w swojej głowie, odpowiednich słów.

-Czuję się winna, Federico. Czasami myślę, że gdyby nie nasz romans, to Leon wciąż by żył - mówi, wypluwając ze swoich ust, krople trucizny.

-Na prawdę, myślisz, że gdybyś się we mnie wtedy nie zakochała to Leon, nie zachorowałby na raka ? Ludmiła, jego śmierć nie ma nic wspólnego z nami. Ty nigdy, nie zdradziłaś Leona !

-Jak to ? Przecież, spałam z Tobą, to ewidentnie zdrada...

-Nie, bo ty się we mnie zakochałaś. Miłości nie można nazwać zdradą. - Milknie.

Tydzień później :


Jej ciało, bezwładne, odziane w zwiewną, białą sukienkę do kolan, spoczywa, leniwie oddając się kolejnym pieszczotom ze strony, Włocha.
Kilka, nieskazitelnych płatków, samotnej stokrotki błądzi rozpaczliwie, plącząc się w jasnych kosmykach, a ostre kłosy trawy wbijają się w wilgotną skórę na karku.
Mężczyzna, splata ich palce w silnym uścisku i z impetem wpija się w jej słodkie wargi, spijając resztkę soku z malin, który osadził się w kącikach ust. Wsuwa rękę w rozcięcie na plecach i sunie dłonią ku dołowi aż do obrzeża koronkowej bielizny. Ludmiła, wyrwana z amoku, oblana lodowatą wodą, wzrusza się, gwałtownie.

-Nie tutaj. - Odpycha go od siebie ;  stanowczo, chroniąc intymności chwili.
Federico, delikatnie przesuwa palcem po skórze, tuż nad kością policzkową, blondyny, zwiedzając najgłębsze obszary jej bursztynowych tęczówek.

-Dobrze. - Przytakuje, muskając ustami opuszki palców, prawej filigranowej dłoni, ukochanej.
Uśmiecha się, promiennie, przyćmiewając słońce.

-Kocham Cię, Federico. - Ujmuje jego twarz w dłonie i  mocno całuje, Włocha.
Uwięzieni, w srebrnej tarczy zegara, przeskakują przez sunące wskazówki, chwytając każdą, najmarniejszą sekundę, która wydłuży moment rozkoszy, rozpatrzy nowe czynności, zatrzaśnie drzwi i uwięzi ich w sidłach, szaleńczej miłości, dzikiej namiętności.

-A ja kocham Ciebie, kotku. - Zyskał kilka dodatkowych sekund, zapominając o tym, że wir życia nie ustał, że czas wciąż płynie i to tylko dla nich wszechświat, odnalazł w swoim wnętrzu odrobinę litości i pozwolił na limitowane szczęście. Cały czas liczył minuty. A oni, nieświadomi, brudnych gier, jakie los toczył przeciw nim, korzystali z tego dobra, brodząc w nim po pas. Tańczyli balet na płaskich stopach ani razu nie stając na puentach, zmieniali oczywiste zasady, głuchli na obowiązkowe nakazy.

-Ciekawe jak tam jest. - Zadziera głowę do góry, wbijając spojrzenie w biały puch, sunącej po błękitnym, nienaruszonym bezkresie chmury.

-Skąd, pewność, że tam w ogóle coś jest ? - Po raz kolejny rozmywa marzenia ; cholerny realista.

-Bo powinno - mówi. - Dusze zasługują na kawałek świata, w którym dalej będą nieodłączną cząstką czegoś. -Kpi, bezgłośnie z jej dziecinnego wytłumaczenia.

-Ludmiła, nasza wiara każe nam wierzyć w niebo, anioły, Boga i to, że Jezus zbawił świat, umierając na krzyżu. Ale tak na prawdę jest to tylko przypuszczenie, nikt nigdy nie powie nam co jest, gdy serce zabije po raz ostatni. Może po śmierci nasze dusze do końca istnienia będą zmagać się z największymi obawami, albo zostaną tu na Ziemi, pośród ludzi...

-Lub pójdą do nieba. - Zacięcie walczy o miejsce dla jej stwierdzenia.
Mężczyzna prycha - zirytowany, zatrzymuje słowa w połowie drogi do jej uszu. - Ponad chmurami jest niebo !

-Nie, niebo jest tam, gdzie jesteś ty. Teraz, jestem w niebie. - Wlewa słowa do księgi prawdy. Oczyszcza zanieczyszczoną toń oceanu.

Dwa miesiące później :

-Kocham Cię.

-Przestań, Federico, błagam...

-Teraz przekonam się co jest ponad chmurami.

-Ja już nie chce wiedzieć, nie za taką cenę...

Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii - odszedł. Los ją zniszczył, skruszył jej serce, spalił nadzieję.
Świat zniknął, życie wyrzuciło ją z obiegu.

-Nie ! Nie wolno Ci ! Federico, nie możesz. Nie ty ! - Krzyczy, jęczy, płacze, chwyta go za ramiona i mocno potrząsa. -Róbcie coś ! - Lekarze stoją ze spuszczonymi głowami, zanurzając ją w strumieniu, płytkiego bólu i skruchy. Jedyne co czuli to fałszywe, urojone cierpienie...

-Czas zgonu, 18.42.

-Zróbcie coś ! - Uderza pięściami w metalowe ramy łóżka. Ten ból, jest po prostu zbyt prawdziwy, by w stanie była go znieść. To już nie był uszkodzony nerw, a ten dźwięk w tle to nie uderzenie,  to martwe serce i tłuczona miłość.

-Proszę Pani, uprzedzałem Panią, że już za późno, gdyby Pani partner stawił się wcześniej to szczepionka dałaby skutki, ale... Proszę się uspokoić ! - Pielęgniarki chwytają ją za ramiona i odciągają od ciała.

Los zwycięża...znowu.

Zamknięta w dwóch światach, dusza w ciele, a ciało w życiu.

-Tęsknie. - Głucha cisza.

-Cierpię. - Tykanie zegara.

-Kocham Cię. - Chrzęst łamanego serca. Życie nie ma sensu, rodzimy się, cierpimy, umieramy. Zamknięty krąg o jednym torze, jednym kierunku, z wieloma przeszkodami.
SEN ukojeniem... Nie ma jej, zniknęła, los szuka nowej ofiary... może to będziesz właśnie ty ?

Głęboki oddech, delikatny ruch dłońmi - powieki ani drgną. Boi się, że kiedy wpuści pod powieki widok świata, nie ujrzy jego...Przekonania bolą bardziej niż fakty...
Ciepły dotyk na ramieniu ; stęskniony, ale niechciany. Otwiera oczy - przerażona.

-Kochanie... - To on, stoi tam - pod ścianą, skąpany w słabym świetle księżyca.

-Federico, wróć do mnie - błaga, zapalając w szczątkach swojego serca, mały płomyk nadziei.

-Wiesz, że nie mogę. Moja dusza nie potrafiła dłużej grzać mojego ciała. - Ogień gaśnie, woda zamarza, szczęście obumiera.

-Powiedz mi przynajmniej jak tam jest, w niebie ...

-Niebo jest materialne. Rajem dla dusz jest miejsce, które sobie wybiorą, ja wybrałem twoje serce. Tam teraz jestem, koję twój ból wrzącą miłością, Leon mi pomaga. Mamy podobne toki myślenia, on też wybrał Ciebie.

-To takie absurdalne, ale wierzę Ci, Federico. Kocham Cię.

-A ja kocham Ciebie, pamiętaj, ja cały czas tutaj jestem...do zobaczenia...

Jego sylwetka, ostro zarysowana w blasku księżyca, rozmywa się, wtapia w powietrze, którym oddycha.
Jej serce zyskało drugiego władcę, miłość zaowocowała...

-Będziesz tatą, Federico.


Koniec !!!
Dobrnęliście do końca ? Mam nadzieję, że tak. 
Wiem, wiem to jest okropne, tragiczne, beznadziejne, bezsensowne. Z mojej strony spodziewajcie się takich okropieństw.
Dobra, dobra dość o moim niezadowoleniu z powyższej pracy.
Jestem Madzia, Madzik, Magdalena...tylko nie Magda, nie cierpię tego :)
Mam 14 lat i nie mam za grosz talentu, ale kocham pisać niezależnie od tego czy mi to wychodzi czy nie. 
Meine gg. 51464855
Meine poczta madziacomello@wp.pl
Kochani, muszę uwzględnić, że prace poprzedzające moją, czyli publikacje Alexandry i Weroniki są urzekające. Prawda ? 
No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić was na pracę Oli, która pojawi się bodajże 5 września. 
Kocham was wszystkich <333

czwartek, 28 sierpnia 2014

One Part Fedemiła "Je­dyny sposób, żeby uwol­nić się od po­kusy to jej ulec..." 1/2

Biegnę przez las zupełnie sama. Każdy najmniejszy krok sprawiał mi nie lada ból, ale musiałam biec, uciec przed tym czymś co mnie goniło. Uciec przed czymś przed czym na pozór uciec się nie da. W końcu się poddałam. Upadłam ponieważ potknęłam się o wystający konar. Wtedy mnie dorwało, krzyknęłam  a potem straciłam przytomność.

♥♥♥Sny w których umieram są najlepsze jakie kiedykolwiek miałam ♥♥♥



Budzi mnie ból mojej głowy. Co  dziwne, nie mogę otworzyć oczu. Czuje się tak jakby były z ołowiu, tak ciężkie. Po chwili jednak otwieram je i rozglądam się po pomieszczeniu. Jest tu tak biało. Czy ja znowu trafiłam do nieba ? Po prawej stronie łóżka na którym leżę widać jakieś urządzenie które wydaje dźwięki przyprawiające moje uszy o katusze. Czuje się taka bezsilna. Chcę wstać lecz nie mogę nawet unieść mojej ręki. Słyszę zgrzyt a po chwili do pokoju wchodzi mężczyzna w średnim wieku.
-dobrze że się już pani obudziła. Myśleliśmy że będziemy jeszcze długo czekać - powiedział
-jak się pani nazywa ? -spytał. Na pozór proste pytanie. Ale ja nie znam na nie odpowiedzi. Nie wiem jak się nazywam, ile mam lat. Czy mam rodzinę.
-Ja- ja ja nie wiem - mówię łamiącym się głosem.
-dobrze, a czy wie pani jak tu trafiła ? -spytał ponownie skrupulatnie notując wszystko na kartce.
-nic nie pamiętam - odpowiadam krótko
-No dobrze. To amnezja. Może się jeszcze utrzymywać przez kilka dni. Bądźmy dobrej myśli proszę pani.
A, zapomniałbym. Ktoś na panią czeka. Mam go wpuścić ? - spytał a ja tylko obojętnie spojrzałam się w sufit. Po chwili lekarz wyszedł a ja słyszałam jego rozmowę z nieznajomym.
-przykro mi ale ona nic nie pamięta, nie wie nawet kim jest. To chwilowa amnezja. Po kilku dniach powinna przejść - mówił
-czy mógłbym do niej wejść ? -  spytał nieznajomy. Mogłabym przysiąc że gdzieś już słyszałam ten głos.
- dobrze ale zaledwie na dwie minutki. Pacjentka jest bardzo przemęczona. Dopiero co się wybudziła. - odparł
-dobrze, wystarczy mi tylko chwila. - powiedział chłopak po czym skierował się do mojej sali.
Nie miałam zamiaru podnieść głowy. Nie miałam siły. Usłyszałam skrzypnięcie krzesełka. Chłopak usiadł na nim i wpatrywał się we mnie intensywnie. Po chwili jednak wyszedł bez słowa. Poczułam się pusta. Nawet nie widziałam jak owy nieznajomy wygląda a on po prostu sobie do mnie przychodził. Nie wiedząc kiedy odpłynęłam w sen.
We śnie ukazało mi się niebo. Byłam ubrana cała na biało i miałam skrzydła ?! Nic z tego nie rozumiałam.
- Ludmiło Ferro, czy wiesz dlaczego Ci się to śni ? - spytał jakiś donośny męski głos.
-nie mam zielonego pojęcia. Dlaczego tu jestem? I dlaczego mam skrzydła ? Co tu się dzieje ? - spytałam zaskoczona
-Ludmiło Ferro jesteś aniołem. zostałaś wybrana. Masz wyjątkową szansę zejścia na ziemię raz jeszcze raz. Czeka na ciebie tam ktoś, kto nie może bez ciebie żyć. Nie mogę patrzeć na to, jak on umiera bez ciebie, bez miłości do ciebie. Powoli się wykańcza.  Jesteś na to gotowa , czy jesteś gotowa na to aby zejść na ziemię i jeszcze raz przeżyć swoje życie?  - spytał głos
- tak, jestem gotowa - powiedziałam po czym rozpłynęłam się w powietrzu.

 ♥♥♥Pragnę być zagubiona w tobie,nie zabierzesz mnie? ♥♥♥

Rano obudziłam się dosyć późno. Słońce dawno już świeciło na niebie. Pomimo tego wszystkiego czułam się okropnie. Wszystko mnie bolało a szczególnie plecy.Ten sen, wszystko wyjaśnił. Dlaczego muszę to wszystko znosić ? Miałam być szczęśliwa. Zaznać prawdziwego uczucia miłości. To wszystko nie ma sensu. Przynajmniej teraz już wiedziałam kim jestem. Jestem aniołem. Pomimo tego nadal nie wiem jak tu trafiłam, Co się stało że trafiłam do szpitala. Po chwili do sali wszedł lekarz. Ten sam co wczoraj.
-widzę ze pani się obudziła. To bardzo dobrze. Jak się pani czuje? -spytał.
-dobrze, ale bardzo bolą mnie plecy.
-to normalne. Może być pani osłabiona. Dzisiaj przystojny młodzieniec również tu czeka. Mam go wpuścić ? - spytał ponownie lekarz
- Dobrze, niech wejdzie - powiedziałam i uśmiechnęłam się
do niego.
-powinna się pani częściej uśmiechać. Ma pani śliczny uśmiech. - powiedział i wyszedł zostawiając mnie znów samą. Nie trwało to jednak długo gdyż do sali wszedł ów "przystojny młodzieniec" jak to określił doktor. Chłopak miał ciemne włosy i oczy w kolorze mlecznej czekolady. Gdy uśmiechnął się w jego policzkach pokazały  się dołeczki. Był bardzo przystojny. Wyglądał niczym gwiazda filmowa. Jednak nie to mnie zaskoczyło.
Zaskoczyło mnie to że chłopak od razu się do mnie przytulił. Było to dziwne ponieważ go nie znałam.
-Ludmiła, nie mogę uwierzyć. Ty na prawdę żyjesz, wszyscy mówią że miałem urojenia ale wiedziałem, wiedziałem i miałem nadzieję że ty żyjesz. I teraz widzę że miałem racje że się nie poddawałem - i znów mocniej mnie przytulił. Ja jednak nie odwzajemniłam go a z tępym wyrazem twarzy patrzyłam w sufit.
-Lusia, odpowiedz mi, Co się stało - powiedział patrząc na mnie z pełnym nadziei wzrokiem. odwróciłam głowę w jego stronę patrząc w jego oczy i wyszeptałam.
-Ale ja Cię nie pamiętam... - mimowolnie po moim policzku spłynęła łza. Ten chłopak miał taką nadzieje, a ja? Ja po prostu ją zniszczyłam, te cztery słowa zapewne sprawiły mu taki wielki ból. Zaczęłam płakać i widziałam że on też. Nie mogłam nic zrozumieć. To wszystko było takie niejasne. Moje łzy mieszały się z jego cierpieniem.
-Na prawdę mnie nie pamiętasz? - mówił przez łzy
-Przykro mi, ale ja chcę sobie to wszystko przypomnieć ale zwyczajnie nie mogę. Mam jakby blokadę, nie wiem kim jestem, co czuję i myślę. Ja po prostu nie wiem - mówiłam łkając.
- Nie pozwolę Ci na to. Przypomnę Ci każdą chwilę spędzoną razem. Musisz mi uwierzyć. Ja- ja Ja Cię kocham - powiedział całując mnie. Jego usta były takie ciepłe i miękkie. Poczułam się przez chwilę szczęśliwa. Był stęskniony, Stęskniony mojej miłości. wtedy niespodziewanie coś we mnie drgnęło. Jakby ktoś chciał mi coś przekazać. Szybko odsunęłam się od niego.
- Nie powinieneś tego robić - powiedziałem ledwie słyszalnym szeptem.
- Ale musiałem, nie mogę bez ciebie żyć Ludmiła. Wykańczam się. To ty jesteś moim marzeniem. Ten wypadek... Nigdy nie uwierzyłem że w nim zginęłaś...
- Zginęłaś? Możesz mi o tym opowiedzieć?
- Oczywiście. To zdarzyło się pół roku temu. Pokłóciliśmy się i w biegu wzięłaś swoje kluczyki do auta. Jednak hamulce były niesprawne. Jechałaś tak szybko że tego nie zauważyłaś jednak gdy chciałaś zwolnić, nie dało się.Trafiłaś w poślizg i uderzyłaś w drzewo. Wówczas samochód stanął w płomieniach. Nie mogłem sobie tego wybaczyć, że puściłem Cię w takim stanie przed kierownicę. Potem powiedzieli mi że nie żyjesz. Nie mogłem w to uwierzyć. Zamknąłem się w sobie i nie wychodziłem z domu. Na twój grób przyszedłem dopiero miesiąc później. Patrząc na nagrobek w moje serce wbijały się kolejne noże. To było dla mnie zbyt wiele. Nasi przyjaciele pomogli mi wyjść z depresji. Później odwiedzałem Cie codziennie, kazali mi o Tobie zapomnieć ale nie potrafiłem. Nie potrafiłem zapomnieć o tym co nas łączyło. A teraz ty siedzisz tu przede mną i nie mogę uwierzyć że żyjesz. - dokończył opowieść a pomiędzy nami nastąpiła cisza.

♥♥♥Podnosisz mnie, kiedy spadam ♥♥♥

Dzisiaj wychodzę do domu, do domu którego nie mam. Federico powiedział że się mną zajmie, jakby już tego nie robił. Codziennie przychodził mnie odwiedzać, ale mi pamięć nie wróciła...
Czuję się pusta. Jakby ktoś najważniejsza część mnie po prostu zabrał abym jej więcej nie zobaczyła. To nie w porządku.
- O czym myślisz Ludmi? - spytał nagle Fede
- O tym i o tamtym... Nieważne... Chodźmy już stąd - powiedziałam przekraczając próg szpitala.

♥♥♥ Droga do gwiazd nie jest łatwa z ziemi. ♥♥

Jestem u Federico już przeszło miesiąc czasu. Czuję się samotna.Ciągle siedzę w domu, wpatrzona w świat za oknem. Nie chcę wychodzić. Fede twierdzi że mam depresję. Martwię się również o niego. Właśnie przyszedł i usiadł obok mnie na parapecie.
- Ludmi, martwię się o ciebie - mówi cicho
- Powtarzasz się - mówię i odwracam się do niego przodem. Może i nie pamiętam wiele rzeczy ale wiem że jego nie mogłabym znów stracić. Patrząc w jego brązowe oczy widzę tylko miłość, miłość która nas łączy.
-Ludmi, chciałem Ci coś powiedzieć. Czas abyś poznała swoich przyjaciół. Na nowo. Przekładałem tą wizytę ciągle i ciągle ale musisz się z tym zmierzyć.
-Dobrze, niech dzisiaj przyjdą. - powiedziałam na co Federico lekko pocałował mnie w czoło

Po południu czekałam na moich przyjaciół. Ubrana byłam w prostą czerwoną sukienkę, odważyłam się nawet trochę pomalować. Po chwili weszli do salonu. Zapadła głucha cisza.cisza. Pierwsza odezwała się niska szatynka o kręconych włosach.
-Ale jak to możliwe? Przecież ty nie żyłaś... Nie-nie mogę w to uwierzyć... - jąkała się po czym na prawdę mocno mnie przytuliła. Powiedziała jeszcze - Nie mogę uwierzyć że to ty, my wszyscy nie możemy.
Byłam niepewna wobec nich. W końcu ich nie znałam. Wyswobodziłam się z jej uścisku aby móc przytulić się do Federica. Niepewnie patrzyłam na nich wszystkich. W pomieszczeniu znajdowały się jeszcze trzy dziewczyny i czterej chłopcy. Wszyscy patrzyli na mnie z nadzieją w oczach. Z nadzieją że ich poznam. Nic się jednak takie nie stało a ja patrzyłam na nich wciąż z lękiem w oczach.

♥♥♥
Na początku chciałam was serdecznie przeprosić że dodaje One Parta tak późno.
Przedwczoraj miałam problem z bloggerem a wczoraj wieczorem nie miałam internetu.
Miał być z tego OneShoot ale stwierdziłam że zrobię z tego dwie części :)
Coś o mnie, Jestem Alex mam piętnaście lat i interesuję się pisaniem, malarstwem muzyką i wiele innymi rzeczami xd
Mam nadzieję że moja twórczość wam się spodoba i no ten że będziecie komentować xd
Co prawda nie będzie to jakieś wow ale miejmy nadzieję że moje OneShooty i OneParty będą dobre :P
Pozdrawiam Alex :)

sobota, 23 sierpnia 2014

Zanim Odejdziesz

◄►♥◄►

Wierzysz w bajki?
Nie?
Dlaczego?
Przecież warto.
A w co wierzysz?
W nic?
Tak nie można!
Uwierz.
W miłość.
W to, że marzenia się spełniają.
W przeznaczenie i przypadki.
Uwierz.

Stała przed dużym budynkiem. Było jej zimno. Chciała wejść do środka, ale bała się. Czuła, że musi, ale bała się.
Zacisnęła dłonie w pięści, tak mocno, że kłykcie pobielały. Zasznurowała wargi i przestąpiła próg.
- O! Panna Ludmiła! - zawołała recepcjonistka.
Była to młoda kobieta o bardzo pogodnej twarzy i rudych włosach zawsze związanych w kłosa.
- Dzień dobry – szepnęła blondynka. - Przyszłam... odebrać wyniki.
Kobita schyliła się. Wyciągnęła teczkę z biurka i podała ją dziewczynie.
Ludmiła wzięła ją do ręki, odwróciła się. Wyszła bez słowa.
Dotarła do domu. Usiadła w fotelu i drżącymi dłońmi wyjęła kilka kartek papieru. Studiowała tekst. Większość była tylko lekarskim bełkotem – zbiorem liczb i pojedynczych słów. Ale on już umiała to odczytać.
Zagryzła wargi. Czuła, jak pod powiekami zbierają jej się łzy. Duże i gęste. Spływały po policzkach i piekły niemiłosiernie.
- Dlaczego?!- krzyknęła osuwając się na podłogę. - Dlaczego akurat ja?!

Dni mijały, a ona coraz bardziej zamykała się w sobie. Nie chciała wychodzić i spotykać ludzi. Nie chciała, by oni patrzyli na nią z litością. Nie chciała, by ktokolwiek jej współczuł. Nikt nie mógł się dowiedzieć.
Pragnęła, by znów było jak dawniej. Godzinami przesiadywała w ciemnym, pustym i zatęchłym pokoju, wspominając to, co kiedyś miało znaczenie i największą wartość. Dziś były to tylko myśli. Nikt nie uwierzyłby, gdyby wtedy powiedziała prawdę.
Mogła, mogła to wykrzyczeć. Mogła. Ale nie zrobiła tego. A tamta decyzja zaważyła na całym jej życiu. I gdyby wtedy jej postanowienie było inne, może dzisiaj spędzałaby swoje ostatnie chwile z przyjaciółmi.

  ◄►♥◄►

Słyszysz jak szumią liście drzew?
Jak płynie woda w strumieniu?
Jak ptaki odśpiewują swoją pieśń?
Nie?
Dlaczego jesteś głuchy na piękno świata?
Bo ją straciłeś?
Nigdy nie jest za późno, żeby naprawić błędy.
Spróbuj.

Siedział w sali śpiewu. Próbował wyciągać najwyższe dźwięki. Angeles, nauczycielka, skrzywiła się znacząco. Wiedziała, że z jej uczniem źle się dzieje. Od pewnego czasu chodził smutny i nieobecny. A z każdym następnym dniem było już tylko gorzej.
- Federico, co się z tobą dzieje? Nie poznaję cię. Nie jesteś sobą. Gdzie twoja cała energia i wdzięk? - zapytała kobieta, wiedziała, że z lekcji już nic nie będzie, więc chciała chociaż znać powód, dla którego Włoch zachowuje się tak, a nie inaczej.
- Bo widzisz Angie, martwię się o Ludmiłę. Od kiedy wykrzyczała nam, że... - westchnął, nie miał ochoty o tym mówić, chociaż te myśli zaprzątały jego głowę przez cały czas. - Nie widziałem jej od tamtego czasu. Angie, martwię się – spuścił głowę. Nie chciał, by nauczycielka widziała ból na jego twarzy.
Szatynka nie odezwała się tylko dlatego, że nie wiedziała, co powiedzieć. Poklepała chłopaka po ramieniu i wyszła. A on został sam.
Zamknął oczy. Pamiętał wszystko dokładnie, z każdym najmniejszym szczegółem, całkiem, jakby to wydarzyło się wczoraj.
Cała ich paczka zebrała się w parku, by omówić szczegóły przyjęcia urodzinowego Francescy. Ludmiła spóźniła się, jak zwykle. Ale tym razem nie tryskała radością. Nie uśmiechała się, ani nie podsuwała genialnych pomysłów. Siedziała cicho na murku. Wzrok wbiła w czubki swoich dizajnerskich butów. W ogóle nie zwracała uwagi na to, co dzieje się obok niej. Wszyscy to zauważyli. Zapytali co się stało. Wtedy ona uniosła wzrok i wykrzyczała im, że są najgorsi. Wykrzyczała, że nie chce ich więcej znać, żeby nigdy więcej się do niej nie zbliżali... i uciekła. Tak po prostu. Uciekła. Nazajutrz nie pojawiła się w szkole. Nikt nie wiedział co się z nią dzieje. Ale każdy był tak oburzony jej zachowaniem, że nie miał najmniejszej ochoty się za nią uganiać, dopytywać i przepraszać. Z czasem wszyscy zapomnieli o Ludmile... Ale nie Federico.
Włoch przez cały czas o niej myślał. Był jej prawdziwym przyjacielem. Nocami nie mógł spać, bo śniła mu się. Dniami natomiast nie mógł normalnie funkcjonować. Zamroczyło go. Tęsknił. Popełnił błąd, że wtedy stał bezczynnie. Potrzebowała go, a on stchórzył. Nie mógł sobie tego wybaczyć.

◄►♥◄►

Ile razy już kochałaś?
Wiele?
A czy jesteś pewna, że to była prawdziwa miłość?
Nie?
No właśnie, bo kocha się na zawsze.

Wyciągnęła stare albumy ze zdjęciami. Przeglądała je godzinami. To było jedyne zajęcie, którego wykonywanie sprawiało jej przyjemność. Mogła się temu oddać. Zupełnie nie myśleć. Wtedy czuła, że ludzie, którzy są dla niej ważni, są obok.
Raz natrafiła na fotografię, na której była ona. Z najlepszym przyjacielem. Z Federico.
Tak wiele dla niej znaczył. Tak wiele... Dużo więcej, niż myślał. Kochała go. Kochała go zawsze. Ale to już nie miało znaczenia. Nie warto było go tym teraz niepokoić. Wiedziała, że przyjaźń to i tak dużo... Tyle, że już nawet się z niem nie przyjaźni.
Przez to, że bała się wyznać prawdy straciła wszystkich. Nawet Federico. Wszystkich.
Poczuła ukucie w sercu. To bolało. Bardzo.
Starała się być silna. Ale ile można? Ile można udawać i oszukiwać samego siebie? Pękła.
Płakała. Rzewnie, jak nigdy dotąd. Przerażała ją rzeczywistość. Przerażał ją świat.  

◄►♥◄►

Kochasz ją?
Tak?
W takim razie zawalcz o nią!
Pokaż, że Ci zależy!

Już nie wytrzymał. Musiał ją zobaczyć. Nieprzespane noce i brak apetytu dawały się we znaki. Musiał dowiedzieć się o co tak naprawdę chodziło. Wiedział, że jeśli będą sami, powie mu o co chodzi. Nie okłamie go. A wtedy kłamała. Czuł, że blefowała. A jednak nic nie zrobił.

Stał pod drzwiami jej mieszkania. Pukał. Cisza. Dzwonił dzwonkiem. Cisza. Głucha i martwa. Cisza. Coraz bardziej się o nią martwił. Bał się. A jeśli coś jej się stało? Wyciągnął zapasowy komplet kluczy, który kiedyś sobie dorobił, w razie sytuacji awaryjnej, na czarną godzinę. Otworzył drzwi, wolno. Zawiasy skrzypiały. W środku było ciemno, bo ktoś opuścił rolety. Miejsce, wydało mu się opuszczone.
Obszedł wszystkie pokoje, ale nie dostrzegł jej. Nic się nie zmieniło. Wszystko stało jak dawniej. Każdy kubek, każde krzesło, każda ramka ze zdjęciem. Zrezygnowany, kierował się w stronę wyjścia. Wtedy ją dostrzegł. Siedziała skulona, w rogu pomieszczenia. Ale to nie była ta sama Ludmiła, którą kiedyś znał. Ta dziewczyna patrzyła w jego kierunku, przestraszonym wzrokiem badała sytuację. Na chudych kolanach ułożyła wymizerniałą twarz. Nie wyglądała jak człowiek. Prędzej, jak jego wrak. Jak cień. Była przeraźliwie chuda. Skura naciągnięta na kości. Miała przekrwione oczy i potargane włosy.
- Ludmiła...? - odezwał się cicho. Skierował się do niej. Stawiał małe kroczki.
- Nie, Fede,  błagam... - z jej ciałka wydobył się cichutki głosik, przypominający pisk.
Złapał jej dłoń, bladą i drżącą. Spojrzał w oczy. Takie smutne.
- Lu, co się dzieje? - zapytał. Nie mógł znieść jej cierpienia. Chciał pomóc dziewczynie. 
- Nie. Nie możesz się dowiedzieć. Nikt nie może! - krzyknęła, po czym wybuchnęła płaczem.
Usiadł obok. Nie pytał o powód. Wiedział, że i tak nie powie prawdy.  Chciał po prostu przy niej być. Wiedział, że należy być cicho. Cisza ją uspokajała. Cisza była lekarstwem. 

◄►♥◄►

Mówisz, że miłość boli.
Nie rozumiem tego.
Miłość nie może boleć. 
To tylko stan. 
Wmawiasz to sobie. 
Gdybyś naprawdę chciała, mogłabyś być szczęśliwa.

Siedzieli. Nic poza tym. Ktoś mógłby wziąć ich za posągi. Ale im to wystarczyło. Nie chcieli słyszeć słów, bo czuli, że jednym nieodpowiednim ruchem, mogliby wystawić królową. A kiedy już królowa zostaje zbita, cała gra się kończy. Inne pionki nie mają znaczenia, choć mogłyby stanąć do bitwy, jako żołnierze. 
Federico wyciągnął dłoń i jednym ruchem starł nią łzy z policzka towarzyszki. 
- Po co to robisz? - zapytała, unikając jego wzroku.
- Bo mi na tobie zależy - wytłumaczył. 
To dobiło ją jeszcze bardziej. Była pewna, że Włoch ją kocha. Ale tylko jak przyjaciółkę. Jak młodszą siostrę. 
- Nie ma mnie, Federico. Zrozum. Nie ma mnie... - załkała znowu. 
- Ależ jesteś, przecież cię widzę - pogładził jej włosy. 
Wciągnęła nosem powietrze. Bała się, ale on był jedyną osobą, której mogła ufać.
- Fede, ja... ja mam raka - wydusiła.
Te słowa parzyły ją w język. Brzmiały okropnie, zdawała sobie z tego sprawę.
Nie chciała umierać. Obawiała się śmierci. Bardziej niż diabeł święconej wody. Miała na swoim koncie wiele grzechów. Wiedziała, że nie pójdzie do nieba.

◄►♥◄►

I czemu tak stoisz?!
Powiedz coś!
Pomóż jej!
Uratuj ją!
Ona ma tylko Ciebie!
Boisz się?
Jesteś żałosny.
Za późno już, żeby się bać. 

Nie wiedział co powiedzieć. Nagle wszystko stało się jasne. Odsunęła się od wszystkich, bo nie chciała, by ktoś wiedział. Zostawiła ich, by się nie martwili. 
- Mi już nic nie zostało. Niedługo odejdę i wszyscy o mnie zapomną - stwierdziła. 
Podziwiał ją. Nie płakała, kiedy o tym mówiła. Wydawało mu się, że już się z tym pogodziła. 
Patrzył na nią. Chciał jej to w końcu wyznać. Pragnął, by wiedziała, że ją kocha. Że zawsze kochał. 
- Lud...czy ja mogę ci coś wyznać? - zapytał prawie niedosłyszalnym szeptem. 
- Jasne. Tajemnicę zabiorę do grobu - zaśmiała się gorzko. 
- Bo ja... ja cię kocham. Kocham cię - wyznał. Poczuł ulgę. 
Zadziwiło go to, jak wiele mogą te słowa.
Uniósł wzrok i spojrzał na nią. Było w niej coś innego. Na początku nie mógł tego dojrzeć, ale po chwili uświadomił sobie, że to uśmiech. 
Promieniała. 
W jej policzkach pojawiły się małe dołeczki, a przy oczach powstały delikatne, prawie niedostrzegalne zmarszczki.
- Czy ty też mnie...- wyjąkał.
Skinęła głową. 


◄►♥◄►

Pozostaw przeszłość.
Nie myśl o przyszłości. 
Żyj chwilą. 
Na dobre Ci to wyjdzie.

W tamtej chwili świat wydał jej się bardziej kolorowy. Od dawne nie czuła się tak dobrze. 
Patrzyła w czekoladowe tęczówki Federico i czuła jak wraca do niej życie. Miała ochotę wstać, tańczyć i śpiewać. Latać. To prawda, co mówią - miłość dodaje skrzydeł. 
Objął jej twarz w swoje dłonie Dzieliły ich milimetry. Czuły, ciepły oddech Włocha na jej policzkach. W końcu pocałował ją. Jego wargi na jej ustach. Trwali razem. Współpracowali. Współgrali. Razem. Od dziś już na zawsze. 

◄►♥◄►

Wydaje Ci się, że ona odejdzie i nie wróci?
To nie jest prawda. 
To nie tak. 
Ona będzie. 

Spędzili razem sześć wspaniałych miesięcy. Ludmiła znów była szczęśliwa, a Federico? Federico również. Czuł, że za jeden jej uśmiech mógłby dać jej tuzin róż. 
Nadeszła zima. Święta Bożego Narodzenia Włoch spędził w szpitalu.Czuwał przy ukochanej. Gładził jej dłoń. Nie chciał płakać. Patrzyła na niego swoimi bursztynowymi oczami. Było w nich coś więcej. Coś, czego nigdy dotąd nie było. Pewne malutkie iskierki. 
Opuściła powieki. Była zmęczona. Już nie dawała rady walczyć. Przegrała w wojnie z samą sobą. 
- Dziękuję ci. Za wszystko - wyszeptała. 
Usnęła. Snem wiecznym. Snem, z którego już więcej nigdy się nie obudziła. 
Pocałował jej jeszcze ciepły policzek. 
- Nie masz za co. Kocham cię - jedna mała łezka spłynęła po policzku chłopaka. 
____
Hej! 
Tu Wercik, lub jak ktoś woli Weronka. Ewentualnie Weruś ^^
Tak więc oto mój One Shot. Dobra, przyznajcie, nie popisałam się. Zdecydowanie nie.
No ale cóż... 
Ocenę pozostawiam Wam.
Buziaczki ;3  




poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Witamy !



Tak oto, nadszedł w końcu dzień, w którym blog o Fedemile, zostaje uznany za otwarty.
Zacznę od przeprosin, wszystkich przyszłych czytelników, a w szczególności dziewczyn. Notka powitalna miała pojawić się jakiś czas temu, aczkolwiek niespodziewana wizyta u cioci, na wsi, która przedłużyła się z jednego dnia do kilku, nie pozwoliła mi napisać tego postu. Powinnam uprzedzić, ale nie wiedziałam, że u niej zostanę, nie miałam ze sobą żadnych rzeczy, dopiero potem tata dowiózł mi niezbędną torbę.
Tak, czy inaczej lepiej późno niż wcale.  :)

Z początku blog miał być zwykłą historią, nad którą pracowałyby wspólnie, wszystkie autorki. Z czasem jednak, kierunek pomysłu się zmienił i tak oto narodziła się opcja, w której każda z nas, dodawać będzie, w określonym terminie jakąkolwiek twórczość, która tyczyć się będzie Femiły.  One Party, One Shoty, Miniaturki, listy itp.

No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić was, do pozostałych zakładek, byście mogli zapoznać się z ogólnym zarysem bloga :)